E-opowiadania

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Rozdział I

Powrót do przeszłości

               

Ogłosiłem w firmie dzień wolny i nakazałem każdemu przyjść dziś na pogrzeb. Susi zleciłem napisanie artykułu o pogrzebie.

              W ciągu tych czterech dni konkurencyjne firmy dziennikarskie zjadały nas żywcem. Wykorzystywały to na wszelkie możliwe sposoby, a my nie mogliśmy nic zrobić.

- Witam. Jak się czujesz Gabrielu? – spytała mnie kobieta w kolejce po bułki.

- Witam. Dobrze – odpowiedziałem nawet nie patrząc na nią. Poznałem, że to kobieta po głosie.

         Przepuściłem ją w kolejce i dopiero gdy wychodziła zauważyłem, że to Jannie. Przypomniałem sobie jak się czułem kiedy z nią rozmawiałem. Stawałem się na powrót człowiekiem.

            Dzień zleciał szybko. Znowu wracałem po północy do domu. Jedyne co się zmieniło to pensja i brak Jaspera… Mojego nauczyciela i mentora jeszcze ze studiów. Pamiętam dobrze kiedy pierwszy raz przyszedłem na jego zajęcia. Byłem na drugim roku i brakowało mi jednych zajęć do zaliczenia. Wziąłem dziennikarstwo ponieważ zawsze pisałem dobre teksty w szkole. Nauczyciele mówili, że mam ogromny talent. Mówili mi to na każdym kroku przez co wryły się w pamięć mimo woli. Jedyne czego pragnąłem od życia to rodziny i zdrowia. Te dwie wartości były dla mnie najważniejsze. Zdrowy byłem zawsze od kąt pamiętam zawsze byłem zdrowy, rodzice mówili mi, że jak byłem mały to chorowałem bez przerwy, ale nie mogę tego pamiętać ponieważ byłem mały.

              W wieku trzynastu lat straciłem rodziców i brata. Zginęli w wypadku samochodowym.

Jechaliśmy wtedy w góry odpocząć od miejskiego zgiełku, kiedy tir wyjechał na nasz pas. Zderzenie czołowe… Kierowca i pasażer nie mieli szans przeżyć…

Zginęli bezboleśnie pewnie nic nie poczuli. Brat umierał powoli wykrwawiając się z rurą wbitą w płuco. Patrzyłem się ogłuszony na jego śmierć. Chciałem mu pomóc ale nie mogłem się ruszyć po uderzeniu głową w fotel kierowcy. Byłem bezradny.

Mi praktycznie nic się nie stało, a kiedy powiedzieli moim dziadkom, że doznałem niegroźnego wstrząsu mózgu usłyszeli jeszcze  „ Los chyba dał temu dziecku drugą szansę”. Nigdy nie pozbierali się po tym wypadku, jednak nie okazywali tego. Udawali lub nie, że teraz liczę się tylko ja. Od wypadku zmieniłem się nie do poznania. Z małego pulchnego chłopaczka do chudego filozofa w okularach. W szkole nikt mnie nie znał i nikt się mną nie interesował. Byłem „niewidzialny” dla większości szkoły, jedyne osoby które mnie znały to bywalcy biblioteki i większości zajęć dodatkowych. Chodziłem na nie żeby pogodzić się lub zapomnieć o śmierci rodziców…  Wolałem siedzieć w szkole niż przesiadywać w domu milcząc.

        Podczas studiów poznałem Oliwię. Moją ukochaną, jedyną którą kochałem, szanowałem i pragnąłem. Byliśmy ze sobą od drugiego tygodnia pierwszego roku studiów. Te wieczory… Nigdy nie czułem się tak szczęśliwy i spełniony. Mogliśmy rozmawiać o wszystkim, każdy temat był dozwolony, a im bardziej trudny dla większości związków tym lepiej. Cztery lata minęły błyskawicznie. Zaręczyłem się z Oliwią i szykowaliśmy ślub.  W ferie zimowe na ostatnim roku pojechaliśmy do jej rodziców do Szkocji. Przyjęli mnie gorąco, dla nich praktycznie już byłem członkiem rodziny. Byłem z jej ojcem na kilku polowaniach na jelenie. Szczerze nie spodziewałem się, że są aż tak szybkie.

         Po rozdaniu dyplomów wzięliśmy ślub i szykowaliśmy na podróż poślubną. W końcu pojechaliśmy do Włoch. Zwiedziliśmy Wenecję i Rzym. Byliśmy przeszczęśliwi, odstawaliśmy od reszty społeczeństwa naszym szczęściem. Bez trosk, zmartwień, złe wspomnienia skulone leżały na krańcach duszy, a my bawiliśmy się jak nigdy.

Po dwóch tygodniach, pełni szczęścia wracaliśmy. Jechaliśmy taksówką na lotnisko i rozmawialiśmy z zapałem z kierowcą.

- Proszę mi wierzyć! Naprawdę tak było! – odparł śmiejąc się kierowca

- To nie możliwe. Jak mógł pan przejechać przez pasaż handlowy? To po prostu chore! – wygarnęła panicznie śmiejąc się Oliwia.

- Przyrzekam, że to prawda! Ale gdyby facet nie płacił mi dziesięciu tysięcy to nigdy bym tego nie zrobił! – już lekko krzycząc odpowiedział taksówkarz – co jak co ale głupi nie jestem.

- Proszę pana…

- Mów mi Antonio

- Dobrze. Tak więc Antonio… Dlaczego on ci tyle zapłacił i o co w tym w ogóle chodziło?

- Szczerze nie mam pojęcia. Ale nie obchodzi mnie to. Zapłacił? Zapłacił. Ja jestem zadowolony.

Siedzieliśmy tak śmiejąc się z historii Antoniego, aż dojechaliśmy do lotniska.

- Należy się pięćdziesiąt euro – oznajmił Antonio zatrzymując taksometr.

- Chwileczkę – Oliwia sięgnęła do mojej kieszeni, wyjęła portfel i wyjęła pieniądze – Proszę.

- Dziękuje. Życzę udanej podróży i miłego wieczoru.

                Wziąłem nasze bagaże i przeszedłem na drugą stronę ulicy.

- Dziękujemy nawzajem - uśmiechnięta Oliwia rozejrzała się jeszcze dookoła. Głęboko westchnęła i ruszyła w moim kierunku.

Odwróciłem się żeby zobaczyć czy Oliwia idzie. Zobaczyłem ją, idącą w moim kierunku z uśmiechem i walizką w ręku, a chwilę później samochód pędzący ulicą i ciepłe krople na twarzy zanim zobaczyłem co się stało. Miała zgniecione ciało, wnętrzności wypływały na ulicę, a ja padłem na kolana i zacząłem walić pięściami w asfalt, tarzać się po ziemi i wyrywać włosy z głowy.

-Straciłem ją,     s t r a c i ł e m ! ! ! – krzyczałem z żalem na cały głos, próbując się podnieść.