Przez ostatnie lata nie miałam szczęścia do moich pracodawców. Po studiach pracowałam jako sekretarka w małej, rodzinnej firmie, ale niestety szef z przyczyn finansowych musiał zrezygnować z prowadzenia interesu. Później trafiłam do korporacji zajmującej się handlem z rynkiem wschodnim. Rozwój mojego ostatniego pracodawcy niestety nie pozwolił mi na pozostanie na stanowisku. Nie mogłam zgodzić się na przeprowadzkę do Kijowa, ze względu na pracę mojego męża. Poza tym mieliśmy kredyt na zakupione mieszkanie, nie mogliśmy tego zostawić.
- Znajdziesz coś, nie martw się – pocieszał mnie mąż.
Problemy finansowe coraz bardziej zaciskały pętlę dookoła naszej szyi. Wiedziałam, że nie jesteśmy w stanie spłacić kolejnej raty kredytu tylko z pensji męża. Pożyczka od znajomych też nie wchodziła w grę. Potrzebowałam pracy na etat.
Robiąc zakupy w markecie postanowiłam zajrzeć do działu z gazetami. Tam długo przeglądając czasopisma trafiłam na rubrykę z ogłoszeniami o pracę. Od czterech miesięcy bez sukcesu, byłam na siedmiu rozmowach kwalifikacyjnych i nic z tego nie wyszło. Sięgając po kolejną gazetę natrafiłam na ogłoszenie: „Kancelaria prawna poszukuje asystentki od zaraz”. Potrzebowałam angażu natychmiast, dlatego anons przykuł moją uwagę. Natychmiast też postanowiłam zadzwonić. Wybrałam numer i usłyszałam męski głos. Powiedziałam, że dzwonię w sprawie pracy i zapytałam, czy mogłabym podesłać moje CV na adres mailowy.
– A może przyjedzie pani teraz? Mam akurat wolny czas, moglibyśmy się spotkać – zaproponował.
- Proszę pana, akurat skończyłam zakupy, jestem ubrana w jeansy i koszulkę, to chyba nieodpowiedni strój na rozmowę w sprawie pracy – odpowiedziałam zakłopotana.
- Na garsonkę i szpilki przyjdzie jeszcze czas, zapraszam do mnie, czekam na panią jeszcze 55 minut – zripostował stanowczym tonem pan po drugiej stronie.
Dojechałam na miejsce jak szybko było to możliwe. Pomieszczenia kancelarii robiły wrażenie. Nowoczesny design i elegancja, to mi się podobało. Mecenas przedstawił się i z pogodnym uśmiechem uścisnął mi na przywitanie dłoń. Rozmowa była swobodna, a nagła potrzeba zatrudnienia asystentki wynikała z problemów poprzedniej osoby zajmującej to stanowisko. Nie pytałam o szczegóły. Po godzinnej rozmowie mecenas wyjął na stół umowę, którą bez zastanowienia postanowiłam podpisać. Wyszłam stamtąd niesamowicie szczęśliwa. Poinformowałam swojego męża o sukcesie, widziałam że się cieszy, w końcu wyjdziemy z dołka finansowego.
Pierwsze dni w pracy były całkiem przyjemne. Musiałam wielu rzeczy się nauczyć, ale okazałam się pojętnym uczniem. Miałam się uśmiechać do klientów i odbierać telefony. Problemy niestety pojawiły się w drugim tygodniu pracy. Do biura przyszła piękna brunetka, w bardzo krótkiej spódniczce. Nie przedstawiając się zapytała, czy mecenas jest obecny w swoim biurze. Przytaknęłam i kobieta bez słowa weszła do biura szefa. Była tam prawie godzinę. Podczas gdy do kancelarii przyszła kolejna kobieta, tym razem blondynka i w ciąży. Przedstawiła się jako żona właściciela, zapytała czy mąż jest w tej chwili zajęty. Spanikowałam, bo długa obecność brunetki u mecenasa była niepokojąca. Postanowiłam tam zajrzeć i to co ujrzałam zmieniło moje podejście do pracy. Pan mecenas namiętnie całował siedzącą na biurku kobietę i to w rozpiętej koszuli. Zostałam zauważona, czym wywołałam spore speszenie zaskoczonych osób.
- Jak śmiesz się tutaj pojawiać bez pukania? Nie widzisz, że jestem zajęty!? – odburknął mecenas.
- Panie mecenasie, pańska żona jest w poczekalni – odpowiedziałam zmieszana.
- Cholera jasna, Andżelika wyjdź przez kuchnię, a ty poproś moją żonę za 5 minut – znalazł rozwiązanie z tej niekomfortowej sytuacji mecenas.
Wróciłam do poczekalni, poinformowałam czekającą kobietę o sytuacji. Musiałam niestety brnąć w to kłamstwo, czułam się z tym fatalnie. Żona przyniosła nowe zdjęcia z USG, scena była wzruszająca, idealne małżeństwo. Po zakończonej wizycie usłyszałam reprymendę:
- Wiesz już jak wygląda sytuacja, żona na szczęście nie zjawia się tutaj często. Nic nie widziałaś, nic nie słyszałaś, jasne? – wykrzyknął mecenas.
Już wiedziałam jak będzie wyglądała praca w tym miejscu. Szlag mnie trafiał. Wyobraziłam sobie następne miesiące. Kłamstwo za kłamstwem. Brzydzę się całą sytuacją, ale nie mam wyboru, muszę tutaj zostać. Kredyt sam się nie spłaci. Pensja jest bardzo wysoka, można powiedzieć, że szef płaci mi za tę intrygę. W żaden sposób nie łamię prawa, a prywatne życie mecenasa powinno zejść na dalszy plan. Nie mam innego wyjścia, i co poradzić?