Po ułożeniu krzesła, uciekłam do swojego pokoju i tam się schowałam. Czułam, że ktoś się zbliża. Stukot pantofli pozwolił mi zlokalizować daną osobę. Ojciec w takich butach nie chodził. Dobrze chociaż, że była to Magda.
- Klaro? Gdzie jesteś? – zawołała.
Chciałam jej już odpowiedzieć, lecz coś mnie zatrzymało. Nieznośny ucisk brzucha i jeszcze ten kłujący ból głowy. Próbowałam oddychać spokojnie, ale bezskutecznie. Na domiar złego, pojawiły się niespodziewanie mroczki przed oczami. Myślałam, że zaraz nie wytrzymam. Ostatnią rzeczą, jaką usłyszałam, zanim upadłam było słowo: „Córeczko”.
Obudziłam się, a więc żyję. Znajdowałam się zapewne w szpitalu. Białe łóżka, biały sufit, białe ściany. Nawet ubrania jakichś pań odznaczała biel. Pielęgniarki. Nie byłam sama. Obok mnie leżał mężczyzna, gdzieś trzydziestoletni. Piętnaście lat różnicy między nami to dużo. Ciekawe czy mogłabym się z nim porozumieć…
Moje rozmyślania przerwały sylwetki rodziców z doktorem, które przed momentem się ukazały.
- Klaro, kochanie! – zawołała mama.
Potem podbiegła do mnie i delikatnie mnie uścisnęła.
- Ale nas wystraszyłaś, córko. – oznajmił tata, dołączając do nas.
Zdziwiłam się, że w ogóle przyszedł. Zachowywał się jakoś inaczej. Nie wyglądał jak pijak. Miał na sobie czystą bieliznę, a kiedy oddychał, nie czułam już cuchnącego wyziewu. Czy to jawa, czy sen?
- Droga panno, Klaro. Wiem, że może ci być ciężko, ale bez szczerości nic nie osiągniemy. Tylko pogorszymy sytuację. Dlatego zadam ci kilka pytań i proszę o zgodne z prawdą odpowiedzi – rzekł stanowczo doktor.
- Jeśli tak trzeba.
- Dobrze. W takim razie powiedz mi najpierw czy pamiętasz, co wydarzyło się wczoraj, zanim tu trafiłaś?
- No tak… - zaczęłam – Wstałam dość późno, około godziny jedenastej. Ubrałam się, ogarnęłam, zjadłam coś. To, co zawsze.
- I co było dalej? – dopytywał lekarz.
- Hmm… Nudziło mi się, więc włączyłam komputer i zagrałam sobie.
- Ile czasu spędziłaś przy tej czynności?
- Troszkę, naprawdę – próbowałam się nie zdradzić.
- To znaczy?
- Bez kłamstw, tak?
- Dokładnie, Klaro.
- Och… Grałam sześć godzin. I tak, zdarzało mi się to wcześniej. Zwykle cztery godziny, czasem więcej. Zawsze, kiedy rodzicie się kłócili, nie mogłam tego znieść. Te krzyki, agresja. Musiałam gdzieś uciec. „Heroes IV” był najlepszy. Sprawiał, że nie myślałam wtedy o kłopotach. On mnie wyzwalał. Pozwalał wyrzucić z siebie wszystkie negatywne emocje. Czas szybko mijał, nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tyle już tam przebywałam i praktycznie nic nie jadłam. A Magda z Pawłem nie przejmowali się mną. Nie mogli zauważyć, że mam niedowagę, ponieważ łykałam specjalne tabletki pozwalające ukryć ten stan – wyrzuciłam z płaczem, wyprzedzając kolejne pytania doktora.
- Och, skarbie! Czemu nam o tym nie powiedziałaś wcześniej? Byśmy ci pomogli – odezwała się mama.
- Nie potrafiłam. Bałam się, że tego nie zrozumiecie – oznajmiłam, nadal płacząc.
- Przepraszam, że przerywam – wtrącił się lekarz – Ale czy nie odczuwałaś bólu fizycznego, spędzając wiele godzin przed komputerem?
Rodzice wciąż trzymali mnie za ręce. Wspierali nawet teraz. Wiedziałam, że mieli do mnie żal, lecz jednocześnie byli dumni z odwagi, jaką przed chwilą ukazałam. Cieszyło mnie to.
- Oczywiście. Jednakże sen wszystkie objawy łagodził. Widzi pan, przez alkoholizm ojca prawie bym się zabiła – stwierdziłam ze smutkiem.
Wtedy tata wyprosił na moment mamę, doktora, obecne pielęgniarki.
Gdy zostaliśmy sami, tata opowiedział mi o swoim postanowieniu, zmianie i o terapii, którą podjął. Później jeszcze zachęcił mnie do uczestnictwa na zajęcia diagnostyczne, które zwalczałyby mój nałóg i poprawiłyby wagę, sylwetkę. Na początku byłam sceptycznie do tego nastawiona. Potem jednak zgodziłam się.
Pierwsze zajęcia odbyły się w poniedziałek. Ze szpitala wyszłam już dwa tygodnie temu. Od tego czasu wiele się zmieniło. Normalnie uczęszczałam do szkoły. Więcej jadłam. Grałam nadal, ale zdecydowanie mniej. U taty też się polepszyło. Zachowuje się jak ktoś inny. Niewiarygodne! A mama… Cóż… Częściej chodzi uśmiechnięta.
Przyjechałam z mamą o dziewiątej. Wysiadłam z samochodu, a na pożegnanie pocałowałam mamę w policzek.
- No to idę.
- Będzie dobrze. Jesteś silna – uśmiechnęła się zachęcająco.
Weszłam. Magda miała rację. Będzie dobrze. Musi.
Łowczyni