Wirtualna ucieczka
Awanturę słychać było w całym domu.
- Znowu piłeś?! - wykrzyknęła kobieta.
- No wieeesz… Tylko łyczek… Ani krzty więcej. – wybełkotał mężczyzna.
Skrzypnięcie desek paneli.
- No jasne. Zawsze zaczyna się od kieliszka, a kończy na dwóch butelkach. Dosyć tego! Dawaj mi tą flaszkę!
- Nieee… To moje, kochaniutka. A ty- nie moja niańka.
Wybuch śmiechu, a po chwili rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
- Dobra, w twoim obecnym stanie niemożliwa jest dalsza dyskusja. Idź spać, nie wiem, lecz zejdź mi z oczu. Nie myśl sobie jednak, że jutro ci odpuszczę.
Trzasnęła drzwiami.
Otworzyłam oczy i ze spokojem wypuściłam powietrze. W końcu… I tak wygląda moje życie. Każdy dzień, tydzień, miesiąc. Codzienne kłótnie, krzyki. Biedna mama. Natomiast taty w ogóle mi nie szkoda. Sam sobie na to zasłużył. Mój ojciec pił już od wielu lat. Na początku mama się nim nie przejmowała. Wolała się zająć mną i sobą. Jednakże z czasem Magdalena nie mogła wytrzymać z cuchnącym mieszkaniem i ciągłymi wydatkami na alkohol. Nie dziwię się jej. Sama mam tego po dziurki w nosie.
Chcąc choć na jakiś czas zapomnieć o tej sytuacji, ułożyłam się wygodnie na łóżku i próbowałam zasnąć raz jeszcze. Śniły mi się straszne rzeczy. Wszędzie był ogień, zniszczone domy. W powietrzu wirowały odłamki szkła, połamane gałęzie drzew, grudki popiołu, a także pozostałości po nieprzydatnych już teraz pojazdach. Ja zaś stałam na środku wypłowiałego pola. Otoczona mgłą spostrzegłam, że wokół mnie nie było żadnej żywej duszy. Gdzieś z oddali tylko dobiegł do mnie cieniutki, żeński głos. To na pewno mama. Chciałam ją odnaleźć i jej jakoś pomóc. Czułam jednak, że nie powinnam tam być. Musiałam się stamtąd wydostać. Ścisnęłam bardzo mocno swą prawą dłoń. Nic nie poczułam. Postarałam się napierać na nią drugą. Coś chrupnęło. Odruchowo zabrałam ręce. Uwolniłam się. Jestem u siebie. Wszystko wróciło do normy. Przypomniałam sobie, co się wydarzyło. No tak. To, co zwykle: alkoholizm ojca. Dobra. Wstaję. Dzisiaj nie mam już wyboru.
Cichaczem czmychnęłam do biurka i usiadłam na stojącym przy nim krześle. Nie miałam innego pomysłu, jak tylko włączyć komputer i w coś sobie zagrać. Tak też zrobiłam.
Kiedy ekran się uruchomił, postawiłam na „Heroes’a IV”. Ta gra zawsze pozwalała oderwać się od rzeczywistości. Była najlepszym sposobem na utratę czasu i zapomnienie przykrych codziennych sytuacji. Co ja bym bez niej zrobiła. Postanowiłam, że dziś rozpocznę kampanię I, czyli „Prawdziwe Ostrza”. Jestem życiem, a mój główny bohater to Lysander. Zorientowałam się, że aby przejść dalej muszę pokonać wszystkie wrogie armie i podbić ich miasta. No więc, do boju! Kliknęłam w przycisk „Rozpocznij”.
Minęły cztery godziny. Dopiero wtedy skończyłam i wyłączyłam sprzęt. Gdy wstałam z fotela, zakręciło mi się w głowie. Czułam się jak trup. Byłam słaba i przygarbiona. Oczy mnie piekły. Jednak ból fizyczny dało się przetrwać. Zachowanie rodziców - nie. Ono niszczyło psychikę. „Heroes IV” mi ją odbudowywał. Poza tym sen leczył każdą dolegliwość ciała. Wystarczyło się tylko położyć. Skuliłam się zatem na posłaniu i szczelnie opatuliłam kocem. Zasnęłam. Tym razem bez problemu.
Następnego dnia obudziłam się bardzo późno. Tak naprawdę rzadko kiedy zdarzało mi się wstawać o jedenastej. Ewentualnie w weekendy. Ale dziś była środa. W domu nikogo nie widziałam. Mama pewnie załatwia w tej chwili terminy, Paweł… Cóż… Szlaja się gdzieś po mieście. Niedobrze, że nie poszłam do szkoły. Mnie na niej nie zależało, ale mamie się to nie spodoba.
Ze smutkiem na twarzy poszłam się ubrać i jakoś ogarnąć. Gdy spojrzałam w lustro, ujrzałam zupełnie kogoś innego. Nie wyglądałam jak zombie, porównując wczorajszą noc. Moja skóra nie była już taka blada, a z oczu zniknęły czerwone żyłki. Posmarowałam się tylko kremem dla rozświetlenia. No i teraz jest cool. Wychodząc z łazienki, skierowałam się w stronę kuchni. Nie miałam zbytnio apetytu, toteż sięgnęłam po gruszkę. Ona w zupełności wystarczy.
Korzystając z okazji bycia samej, włączyłam komputer i uruchomiłam grę. Wiedziałam, że mama kończy dziś później, dlatego nie musiałam się martwić jej niespodziewanym powrotem. Grałam jeszcze dłużej, niż wczoraj. Zabijanie bestii, osiąganie poziomów dawało mi siłę do znoszenia problemów. Byłam z siebie dumna, bo przeszłam właśnie całą I kampanię.
Kiedy zamierzałam rozpocząć następną, usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka. Och, nie… W pośpiechu nacisnęłam na listwę, wiedząc o tym, że takim sposobem mogę uszkodzić sprzęt. Nie miałam jednak wyjścia. Gdyby któreś z rodziców zobaczyłoby mnie przy komputerze… Kara murowana.