Zasmuciło go to. Liczył na zainteresowanie. Chciał, żeby wiedzieli, że nie jest ich wrogiem, że jest ich ciekaw, że chce im opowiedzieć historię swojej rodziny i usłyszeć historię ich rodzin. Miał tyle pytań ile chciał udzielić odpowiedzi. Pragnął im powiedzieć, że jego serce dzieli ich smutek, że czuje się z krwi i kości Warszawiakiem, mieszkańcem miasta okrutnie doświadczonego przez wojnę, że Żydzi z getta to też byli Warszawiacy, tacy sami jak jego przodkowie. Chodzili po tych samych ulicach, handlowali na tych samych bazarach, chodzili na randki do tych samych parków. Nie widział różnicy między ówczesnym Żydem a Polakiem, był w nim ogrom smutku i uczucie niewyobrażalnej straty na myśl o tych wszystkich śmieciach mieszkańców jego miasta. Nie wiedział, jak to wszystko przekazać.
Zerkał na dziewczyny ukradkiem, próbował złowić wzrok którejkolwiek z nich, kiedy autobus wjechał do Kielc. Pięknie – pomyślał - pogrom Kielecki, tego mi potrzeba. Ciekawe czy o tym też wiedzą. Jakie one śliczne. Hłasko kochał się w jednej z nich , teraz rozumiem dlaczego. Przypomniał sobie fabułę filmu Marcowe migdały i zaczął się zastanawiać, kiedy rodziny dziewczyn, oddalonych od niego na wyciągnięcie ręki, musiały uciekać z Polski. O ile w ogóle uciekały z Polski. Może były z Węgier? Nic nie wiedział o pogromach Żydów u naszych braci od bitki i szklanki. Może powinien zagadać o Jad Waszem? Rozważał to przez chwilę, a potem podsumował wiadomości jakie posiadał o własnej rodzinie. Dziadka, gdy był ledwie pacholęciem, z łapanki uratowała obca kobieta, do której potem mówił on mamo, a jego ojciec babciu. Po wojnie nigdy nie pracowała i zawsze miała pieniądze. Ojciec mówił, że była z bardzo bogatej rodziny, ale nasz bohater wiedział, że to wcale nie musiała być prawda.
Babcia mieszkała przy Szaber placu, więc może była szabrowniczką? Wszyscy chcą, aby ich przodkowie byli prawi, ratowali Żydów, walczyli w powstaniu i strzelali do Niemców, ale on wiedział, że ktoś musiał tych Żydów wydawać i łupić. Zastanawiał się, których było więcej i po której stronie stała jego rodzina. Może stali obok, przypatrując się i milcząc. Ciągle próbując złowić wzrok jakiejkolwiek z bliskowschodnich księżniczek, zauważył, jak jedna z nich zakłada okulary na lekko garbaty nos. Garbaty jest, żeby okulary się lepiej trzymały myśl ta wykwitła w jego głowie jak brzydki kwiat. Następną było, kurwa mać, jednak jestem antysemitą. Pogrążył się w rozmyślaniach nad tym czy jego mimowolne spostrzeżenia na temat rysów twarzy towarzyszki podróży to powód do oskarżeń o nienawiść rasową, czy raczej siła stereotypu. Kilometry mijały. Dziewczyny rozmawiały w swoim gardłowym języku, a nasz bohater zastanawiał się, jak zwrócić na siebie ich uwagę, jak przebić ten otaczający je mur? Bazując na swoich doświadczeniach stwierdził, że ściana zbudowana między oboma narodami ciągle stoi i wysiłki tylko jednej strony, aby go zburzyć, na nic się nie zdadzą. Kiedy tylko próbował obluzować i wyjął jedną cegłę, ktoś z drugiej strony uzupełniał ubytek. Panicznie bał się, że cokolwiek teraz zrobi, zostanie to odebrane jako antysemicki atak albo gruby nietakt. Siedział zatem i starał się wyglądać jak najlepiej. Aż do samego Krakowa. Najwyraźniej był to dzień, w którym nic nie można było zepsuć i nic nie można było naprawić.
Robert