Edyta
Patrzę na starą fotografię, z której uśmiechają się dwie dziewczynki. Obie ubrane w szkolne fartuszki, siedzą w ławce pierwszego dnia szkoły... To ja i moja najlepsza przyjaciółka Edyta. Wtedy najlepsza przyjaciółka...
Edyta była przysłowiową córeczką tatusia. Ojciec nieustannie ją rozpieszczał. Ale tak często bywa z dziećmi, które są długo wyczekiwane. Była oczkiem w głowie całej rodziny, począwszy od babć i dziadków, przez rodziców, aż do cioci i wujka, którzy byli samotni. Wszyscy poświęcali jej całą uwagę, spełniali każde życzenie. Gdy czegoś nie dostała od razu, łatwo wpadała w gniew. Umiała postawić na swoim. Wtedy wydawała mi się taka zdecydowana i silna. Ale tak naprawdę w zetknięciu z rzeczywistością była krucha i zagubiona. I wszystkiego się bała. Ale ja byłam przy niej – razem stanowiłyśmy duet nie do pokonania. Byłyśmy jak te „papużki nierozłączki”: razem od pierwszej klasy, razem w szkole średniej, razem na tej samej uczelni, chociaż wybrałyśmy nieco inne kierunki. Wydawało się, że tak będzie zawsze. Przyjaciółeczki na śmierć i życie. Ale los zdecydował inaczej.
Na ostatnim roku studiów coś zaczęło się psuć. Edyta przestała mieć dla mnie czas. Wyczułam, że zaczęła się z kimś spotykać, że to poważna sprawa. Poczułam ukłucie w sercu. Do tej pory wiedziałam o wszystkich jej miłostkach; nigdy nie miała przede mną tajemnic. Doskonale znałam historię platonicznej miłości do pewnego profesora, później relacjonowała mi swoje zainteresowanie teatrem z powodu pewnego miejscowego aktora. I nagle nasza relacja się popsuła. Nie było tak jak dawniej. Próbowałam z nią o tym porozmawiać, ale mnie zbywała. Wymyślała coraz bardziej dziwaczne wymówki, żeby mnie nie widywać. Było mi przykro, ale liczyłam na to, że jej to przejdzie. Ot, kolejny kaprys zepsutej panny Edyty. Ale dni mijały, a jej zachowanie nie uległo zmianie.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie jej matka i poprosiła o dyskretne spotkanie. Poszłam na nie z pewnymi oporami, przecież zawsze otwarcie spotykałam się z jej rodzicami. Jej matka nie powiedziała mi nic nowego. Wręcz przeciwnie: wypytywała mnie o córkę. Błagała, żebym wyjawiła jej powód dziwnego zachowania Edyty. Było mi głupio, bo nie chciała uwierzyć, że ja nic nie wiem. Nie pierwszy raz Edyta okłamywała rodziców. To zdarzało się w przeszłości już wielokrotnie. Ale dlaczego zerwała ze mną wszystkie kontakty?
Wkrótce dowiedziałam się przez wspólną znajomą, że Edyta wyprowadziła się z domu i zamieszkała z pewnym facetem. Na dodatek zawaliła ostatni rok studiów. Wszyscy ją obgadywali. Próbowałam się z nią skontaktować, ale zmieniła nr telefonu. Wreszcie dałam za wygraną, to było jej życie. Przez prawie rok nie wiedziałam, co się z nią dzieje. Nikt ze znajomych nie wiedział.
Któregoś popołudnia zadzwonił telefon. To była Edyta. Chciała umówić się i pogadać. Chociaż byłam na nią zła, to jednak poszłam. Mówiła tylko o Jerzym. Jaki jest wspaniały i opiekuńczy. I jacy jej rodzice są podli, bo nie chcą go zaakceptować. Jerzy był znajomym jej rodziców, był praktycznie w ich wieku. Dwadzieścia pięć lat starszy od Edyty. Porzucił żonę i czworo dzieci. Dla niej. Próbowałam jej perswadować, tłumaczyć, że taki związek nie ma szans. Że różnica wieku jest zbyt duża, że nie buduje się swojego szczęścia na cudzej krzywdzie. Nie chciała mnie słuchać. Ja z kolei nie mogłam pogodzić się z faktem, że moja najlepsza przyjaciółka z premedytacją niszczy małżeństwo i rodzinę innych ludzi. Nie poznawałam jej. Obie wyszłyśmy z tego spotkania z płaczem.