Dźwięk budzika jak zwykle rozległ się nie w porę. Szósta rano, trzeba się ogarnąć przed wyjściem na uczelnię. Antek wziął szybki prysznic, jeszcze szybciej się ubrał i przy codziennym akompaniamencie narzekań matki na wszystko, co związane z synem, spożył śniadanie. Na przystanku jak zwykle towarzyszyły mu na przemian ukradkowe spojrzenia lub natarczywe wpatrywanie się. Sytuacja wcale nie uległa zmianie w autobusie. Wszystkiemu winna była egzema dzieląca twarz Antka dokładnie na dwie połowy. To „coś” jest z nim od urodzenia. Nie miał na to wpływu, a jednak od pierwszego kontaktu ze społeczeństwem, czyli z dziećmi w przedszkolu codziennie musiał stawiać czoła uprzedzeniom ludzi przed innością. Na studiach z zakresu chemii, którą studiował, nie miał żadnej bratniej duszy, nie mówiąc o dziewczynie przy boku, o której tak bardzo marzył. Jako że nieszczęścia chodzą parami, oprócz znamienia na twarzy Antek też się jąkał. Nie przeszkodziło mu to jednak być jednym z najlepszych studentów na roku. Czym są jednak sukcesy, których nie można dzielić z bliskimi?
Po zakończeniu letniej sesji, studenci z roku Antka planowali imprezę z okazji pokonania kolejnych szczebli do upragnionego stopnia magistra. Ku zaskoczeniu Antka, również został zaproszony na imprezę. Cieszył się, że w końcu rówieśnicy go zauważyli i uznali za kogoś równego sobie. Ubrał się więc w najlepsze ciuchy i z pozytywnym nastawieniem wkroczył do klubu. Od razu przystąpili do niego Adam i Marek, największe studenckie gwiazdy Instytutu.
- Cześć, Antek, fajnie, że jednak wpadłeś – zaczął przyjacielsko Adam.
- Cześć, nie mogłem przegapić takiej imprezy – odpowiedział Antek, znajdując w sobie resztki pewności siebie.
- Super, że jest taki upał, bo dziewczyny są bardziej porozbierane niż ubrane – zauważył Marek.
Wzrok Antka padł na Martę. Długonoga blondynka podobała mu się od początku studiów.
- Co, stary? Lustrujesz Martę? – zapytał jak starego kolegę.
- Nie, tylko podziwiam – odpowiedział nieśmiało.
- Chodź, przedstawię was - Wziął Antka za łokieć i prawie siłą zaprowadził do stojącej samotnie Marty.
Marta okazała się sympatyczną dziewczyną i szybko znaleźli z Antkiem wspólny język. Nie przeszkadzało mu, że dziewczyna coraz bardziej z nim flirtowała i zaproponowała wyjście na zewnątrz. Stojąc na tarasie w romantycznych okolicznościach przyrody, Antek miał nieodparte wrażenie, że zaraz spełni się jego marzenie i ją pocałuje. Ona jednak nachyliwszy się ku niemu, nagle oznajmiła, że potrzebuje iść do toalety. Czar prysł, ale miał nadzieję, że dziewczyna zaraz wróci. Po półgodzinie czekania postanowił pójść jej poszukać. Kiedy przechodził obok szatni, usłyszał rozmowę. To Marta rozmawiała z Adamem i Markiem.
- I co, mała? Jednak przegrałaś zakład? – z drwiącym uśmieszkiem zaczął Adam.
- Ja pierdzielę, naprawdę próbowałam go pocałować, ale mnie tak zemdliło, że masakra! – relacjonowała Marta przy pomocy gestów naśladujących wymiotowanie.
- Jesteś nam winna stówkę – zauważył Marek.
- No chyba, że odpracujesz w inny sposób – dodał Adam z lubieżnym wyrazem twarzy.
- A co, chłopaki, macie na myśli? – zapytał Marta, bawiąc się włosami.
- Pokażemy ci – odpowiedzieli jednocześnie.
Cała trójka zniknęła za drzwiami, a Antek długo nie mógł dojść do siebie po tym co usłyszał. Serce zaczęło mu walić jak oszalałe i rzucił się biegiem ku wyjściu. Ktoś o przeciętnym poczuciu własnej wartości, puściłby to wydarzenie w niepamięć, ale nie Antek. Dla niego wiązało się to z porzuceniem studiów, mimo wyraźnego sprzeciwu matki i nie wychodzeniem z pokoju przez długie miesiące. Po jakimś czasie zaczął jednak przychodzić do parku w chłodne już letnie wieczory. Stało się to codziennym rytuałem. Miał dziwne przeczucie, że ktoś go od jakiegoś czasu obserwował, kiedy przesiadywał na ławce. Nie mylił się. Któregoś razu podszedł do niego mężczyzna, wyglądający na jakieś czterdzieści lat. Powiedział, że zauważył niepokojący smutek w wyrazie jego twarzy.
- Może nie powinienem zadawać takich intymnych pytań, zwłaszcza nowo poznanym ludziom, ale co takiego się wydarzyło, że ma pan takie smutne oczy?- zagadnął nieznajomy.