I znów to samo uczucie. Jakie? A jakie może być? Wszechogarniająca pustka, która niszczy mnie od środka. Kolejny dzień, kolejny tydzień, miesiąc i nic. Ciągle to samo. Trudno, zacznę od początku... od samego początku. Pamiętacie moment waszych narodzin? Nie? Ja też nie. Ale to musiał być szczęśliwy okres w naszym życiu.
Mama daj jeść, zmień pieluchę i cicho bo chce spać. Nie potrzebowaliśmy do szczęścia niczego więcej. Z biegiem czasu nasze wymagania wzrastały. Każdy z nas dobrze pamięta wizyty w sklepie, które kończyły się płaczem. Powód? Najgorsze nieszczęście jakie mogło nam się przytrafić. „Niekochająca” mama nie spełniła naszej zachcianki. Ile łez wylaliśmy, żeby zdobyć te upragnione słodycze... Było warto? Oczywiście, że tak. Mama widząc smutek w oczach dziecka w końcu kupowała naszego ulubionego lizaka. I tak oto dramat się kończył. Teraz jednak jest inaczej. „Dorosłość” i na co to komu? Z każdym krokiem, kolejny cios od losu. Codzienne kłótnie z rodzicami, problemy z kasą i najgorsze co może być, czyli brak osoby, która by nas zrozumiała. Dlaczego? To proste. Ludzie mają wystarczająco swoich problemów, żeby jeszcze dodatkowo zajmować się naszymi. Coraz większa znieczulica, która powoli nas wciąga. Myślisz, że Ciebie to nie dotyczy? Taa... marzenie. Od dziecka słyszysz słowa „Ucz się ucz”. Ok. Tylko po co? Żeby znaleźć dobrą pracę? Bez znajomości w tym kraju? Nigdy! „Idź na studia.” Dobrze mamo. Wszystko świetnie tylko to nie zmieni systemu. Problem goni problem. Brak pracy, brak kasy, brak szansy na naukę. I tak człowiek spada coraz niżej. I na tym dnie zapomniana, samotna i bez dalszych perspektyw siedzi skulona dziewczyna. Skulona, bo mimo wszystko będąc na samym dnie boi się kolejnych ataków. Kim ona jest? To ja. Zniszczona przez życie. Jestem niczym anioł... bez blasku i skrzydeł. Wiesz... ja to miałam. Straciłam...razem z nadzieją na lepsze jutro.
I znów to samo uczucie. Jakie? A jakie może być? Wszechogarniająca pustka, która niszczy mnie od środka. Kolejny dzień, kolejny tydzień, miesiąc i nic. Ciągle to samo. Trudno, zacznę od początku... od samego
początku. Pamiętacie moment waszych narodzin? Nie? Ja też nie. Ale to musiał być szczęśliwy okres w naszym życiu. Mama daj jeść, zmień pieluchę i cicho bo chce spać. Nie potrzebowaliśmy do szczęścia niczego więcej. Z biegiem czasu nasze wymagania wzrastały. Każdy z nas dobrze pamięta wizyty w sklepie, które kończyły się płaczem. Powód? Najgorsze nieszczęście jakie mogło nam się przytrafić. „Niekochająca” mama nie spełniła naszej zachcianki. Ile łez wylaliśmy, żeby zdobyć te upragnione słodycze... Było warto? Oczywiście, że tak. Mama widząc smutek w oczach dziecka w końcu kupowała naszego ulubionego lizaka. I tak oto dramat się kończył. Teraz jednak jest inaczej. „Dorosłość” i na co to komu? Z każdym krokiem, kolejny cios od losu. Codzienne kłótnie z rodzicami, problemy z kasą i najgorsze co może być, czyli brak osoby, która by nas zrozumiała. Dlaczego? To proste. Ludzie mają wystarczająco swoich problemów, żeby jeszcze dodatkowo zajmować się naszymi. Coraz większa znieczulica, która powoli nas wciąga. Myślisz, że Ciebie to nie dotyczy? Taa... marzenie. Od dziecka słyszysz słowa „Ucz się ucz”. Ok. Tylko po co? Żeby znaleźć dobrą pracę? Bez znajomości w tym kraju? Nigdy! „Idź na studia.” Dobrze mamo. Wszystko świetnie tylko to nie zmieni systemu. Problem goni problem. Brak pracy, brak kasy, brak szansy na naukę. I tak człowiek spada coraz niżej. I na tym dnie zapomniana, samotna i bez dalszych perspektyw siedzi skulona dziewczyna. Skulona, bo mimo wszystko będąc na samym dnie boi się kolejnych ataków. Kim ona jest? To ja. Zniszczona przez życie. Jestem niczym anioł... bez blasku i skrzydeł. Wiesz... ja to miałam. Straciłam...razem z nadzieją na lepsze jutro.