E-opowiadania

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

- Mamuś, o której będzie tata? Miał nam przeczytać bajeczkę! - oburzona Monica nie dawała za wygraną.

- Kochanie, miałaś już dawno spać. Jutro tata przeczyta bajkę, a teraz biegiem do łóżka - wyprostowanym palcem ponagliła córkę, która z naburmuszoną miną wróciła do pokoju.

Kiedy miał wrócić później zawsze telefonował. Był dokładny i sumienny, zawsze robił tak jak być powinno. Perfekcjonista. Czasem jego skrupulatność doprowadzała ją do wściekłości. Wszystko musiało być zaplanowane. Godzina wyjścia, obiadu, odpoczynku. Spontaniczność? Dawno zapomniała znaczenie tego słowa. Dlatego dziś, kiedy kolacja dawno wystygła, a obiecana dziewczynkom bajka nie przebiegła zgodnie z planem, zaniepokoiła się. Wybrała numer telefonu męża i z gulą w gardle odliczała sygnały połączenia. Próbowała kilka razy. Cisza. Cisza w słuchawce, bo w pomieszczeniu, w którym przebywała rozległ się głośny i nieopanowany szloch. Próbowała zrozumieć nie jego, lecz siebie. Boję się własnego męża, boję się -powtarzała w myślach. Nigdy jej nie uderzył, nigdy nie obraził, wręcz przeciwnie, walczył o kompromis, porządek i spokój. Skąd lęk? Pytała wiele razy siostry. Zbywała ją śmiechem i wmawiała chorobę psychiczną. Masz wspaniałego męża i dwójkę uroczych córek, nie jedna dałaby się za to pokroić! - mawiała za każdym razem. Miała rację, wiedziała o tym, tylko co z tego, skoro obawy jej nie opuszczały, a nawet się pogłębiały. Czasem zastanawiała się, czy siostrzane żarty o jej obłąkaniu nie są aby ciut prawdziwe.

Łóżko było zimne i puste. Sen powoli przychodził, mimo iż broniła się okrutnie. Czekała na telefon, na odgłos otwieranych drzwi, na jakikolwiek znak, że wszystko jest w porządku. Licząc kolejne minuty, przysnęła. Niepokój wygasł ustępując miejsca snom, które napawały ogromnym optymizmem. Z rozwianą czupryną biegła przez piękne i słoneczne miasto, uśmiech nie schodził jej z ust. Czuła, że frunie. Wszystko co ja otaczało było radosne, szczęśliwe. Ptaki, niebo, zieleń, chciała tam zostać, chciała tam żyć.

Z przestrachem otworzyła oczy. Za oknem świtało. Lekka ciemność, która przerażająco mieszała się z ogromnym hałasem. Od razu skojarzyła, że w kuchni ktoś tłucze naczynia. Przebiegła nerwowym wzrokiem po pościeli. Nie było go. Zatrzęsła się w duchu. Usiłowała na szybko uświadomić sobie co się w tej chwili dzieje, upewniając się przy okazji, że to na pewno nie sen. Musiała go powstrzymać, zanim obudzą się dziewczynki. Szybkim krokiem wpadła do kuchni. Rozbijał ślubny serwis stołowy. Widziała jak po kolei lecą talerze, filiżanki, sosjerki. W powietrzu unosił się ohydny smród alkoholu. Sparaliżowana od góry do dołu nie czuła nic, nic oprócz spływających po policzkach wielkich jak śniegowe kule łez. Nie wiedziała jak długo stała patrząc jak niszczy całą zastawę, nie wiedziała czy zorientował się, że jest i go obserwuje. W momencie kiedy otwierał kolejną szafkę emocje dały upust.

Przeeeeeestań! - krzyknęła z całych sił. Rzuciła się energicznie na podłogę zbierając w pośpiechu tłuczone kawałki szkła. - Bez wątpienia obudziłeś dziewczynki, na pewno są przerażone. Przecież nie mogą tego zobaczyć - łkała raniąc ręce ostrymi odłamkami.

Miała wrażenie, że jej nie słyszy, patrzył tylko szeroko otwartymi oczami na to co robi. Po chwili, bez najmniejszego słowa wyszedł z kuchni, kierując się do pokoju córek. Jego zachowanie było niewytłumaczalne, a on nieprzewidywalny, dlatego odruchowo podniosła głowę i nasłuchiwała, czy aby nic im nie grozi. Dom ogarnęła cisza, spokojna i głęboka. Na zewnątrz wstawało słońce, takie samo jak we śnie, a jednak nie dawało tyle ukojenia. Zwykły poranek. Normalnie wstałaby, jak zwykle wcześniej, zrobiła śniadanie dla wszystkich. Kanapki do pracy dla męża, ulubione drożdżówki dla córek. Normalnie napiłaby się kawy, przejrzałaby codzienną prasę i ze spokojem czekała na godzinę pobudki reszty domowników. Dziś nic nie było normalnie.

Lekko uchylając drzwi pokoju córek zauważyła, że zasnął. Wyglądali jak z obrazka. Po środku łóżka czuły tata oblepiony małymi rączkami z każdej strony. Uśmiechnięte buźki powodowały ciepły ucisk w sercu. Połykając grochy łez powoli, aby ich nie zbudzić wysunęła się z powrotem do kuchni.

Sprzątając bałagan, zastanawiała się czy kiedykolwiek dowie się dlaczego. Głowa pękała od nadmiaru myśli, emocji i wrażeń. Skąd było w nim tyle agresji, nie potrafiła zrozumieć, a co dopiero przyjąć do świadomości i pozostawić bez wyjaśnienia. Wiedziała, że tym razem będzie inaczej. Tym razem dowie się o co chodzi, nie pozwoli się zbyć ani nie zadowoli półprawdą, wymyśloną na poczekaniu, tak aby uspokoić jej myśli. Postanowiła, że tym razem to ona będzie górą w rozmowie, która miała niebawem nastąpić. Musiała w końcu brać pod uwagę również siebie, bo nieustające kołatane myśli powoli doprowadzały ją do szaleństwa. Z dumą spojrzała na porządek, który wydawał się być bardziej dokładny niż przed szaleńczą zabawą jej męża. Tylko górna półka, na której do tej pory trzymała zastawę, straszyła pustką. Pomyślała, że zagospodaruje ją w inny sposób. Chwiejnym i zmęczonym krokiem ruszyła do sypialni w poszukiwaniu telefonu. Leżał na stoliku obok łóżka. Usiadła spokojnie na jego krawędzi i trzęsącą ręką wybrała numer do administracji z oddziału wojskowego jej męża.

Wojskowy oddział regionalny Sił Powietrznych, słucham - po dwóch sygnałach usłyszała miły, aczkolwiek stanowczy, kobiecy głos.