❄️🔥 Enemies to Lovers
Ten irytujący hokeista
Siatkarka i hokeista – dwoje sportowych rywali zmuszonych do współpracy. Gdy lód spotyka ogień, granica między nienawiścią a miłością staje się niebezpiecznie cienka.
Rozdział 1: Zderzenie
Nicola rzuciła sportową torbę na ławkę w szatni i westchnęła z ulgą. Trening siatkarski był dzisiaj wyjątkowo brutalny – trener najwyraźniej postanowił sprawdzić, czy dziewczyny naprawdę chcą wygrać mistrzostwa regionu. Jej ramiona bolały od setek zagrywek, a nogi drżały po niezliczonych seriach przysiadów.
– Nico, idziemy na smoothie? – zapytała jej najlepsza przyjaciółka, Kasia, wkładając bluzkę przez głowę.
– Jasne, tylko się szybko przebiorę – odpowiedziała Nicola, sięgając po swoje rzeczy.
Dwadzieścia minut później siedziały już w małej kawiarni naprzeciwko hali sportowej, popijając owocowe koktajle. Nicola właśnie opisywała, jak w ostatnim meczu udało jej się zablokować atak najlepszej atakującej z przeciwnej drużyny, kiedy drzwi kawiarni otworzyły się z hukiem.
Do środka weszła grupa chłopaków w kurtkach z logo miejscowego klubu hokejowego. Na czele szedł Max Kozłowski – kapitan drużyny młodzieżowej, z charakterystyczną śnieżnobiałą blizną nad lewą brwią, pamiątką z jakiegoś dawnego meczu. Jego ciemne włosy były jeszcze wilgotne po prysznicu, a w oczach błyszczała ta irytująca pewność siebie, którą Nicola nienawidziła najbardziej.
– O nie – mruknęła, zanurzając twarz w szklance. – Tylko nie oni.
Kasia parsknęła śmiechem.
– Nadal się nie dogadujecie? To już trwa… co, dwa lata?
– Dwa i pół – poprawiła ją Nicola z goryczą. – Dokładnie od momentu, kiedy jego durna drużyna zajęła nam salę treningową dzień przed najważniejszym meczem w tamtym sezonie.
– Nico, to była pomyłka w grafiku…
– Pomyłka? – Nicola uniosła głos. – On wiedział, że tam trenujemy! Wiedział i i tak przyszedł ze swoimi kolesiami, jakby był właścicielem hali!
– Może po prostu nie chce ustąpić – szepnęła Kasia, kiedy Max i jego przyjaciele znaleźli się w kolejce tuż za nimi.
Nicola poczuła, jak ktoś lekko szturchnął jej krzesło. Odwróciła się błyskawicznie.
– Uważaj, dokąd leziesz, Kozłowski – warknęła.
Max uniósł brew, a na jego twarzy pojawił się ten irytujący uśmieszek.
– Wybacz, Kaczmarek. Nie wiedziałem, że kawiarnia to też twoje królestwo. Może powinniśmy rezerwować miejsca?
– Może powinieneś nauczyć się zachowania – odparowała Nicola, czując, jak krew uderza jej do głowy.
– A może ty powinnaś odpuścić – Max skrzyżował ręce na piersi. – Minęło dwa lata.
– Dwa i pół!
– Wow, liczyłaś – jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. – Miło mi, że robię na tobie takie wrażenie.
Nicola zerwała się z krzesła tak gwałtownie, że o mało nie przewróciła szklanki.
– Ty arogancki…
– Nico, spokojnie – Kasia złapała ją za rękę. – On ci dopiekł, właśnie tego chce.
Nicola wzięła głęboki oddech. Kasia miała rację. Max karmił się jej złością jak energią. Nie da mu tej satysfakcji. Nie tym razem.
– Chodź, Kaska – powiedziała chłodno, biorąc swoją torbę. – Tutaj strasznie ciągnie.
Wyszły, a śmiech chłopaków z drużyny hokejowej rozbrzmiewał im w uszach jeszcze długo po tym, jak drzwi kawiarni zamknęły się za nimi.
Rozdział 2: Niespodzianka
Poniedziałkowy poranek w szkole zapowiadał się standardowo – nudzące lekcje, test z matematyki i popołudniowy trening. Nicola siedziała w ławce obok Kasi, próbując skoncentrować się na wykładzie pani Nowickiej o romantyzmie w literaturze polskiej, kiedy do klasy wszedł dyrektor z jakimś mężczyzną w garniturze.
– Przepraszam, że przeszkadzam – powiedział dyrektor. – Chciałem przedstawić wam pana Tomasza Mazura, koordynatora nowego programu sportowego w naszej szkole.
Nicola spojrzała na Kasię i przewróciła oczami. Kolejny program, kolejne obietnice, których i tak nikt nie dotrzyma.
Pan Mazur wyjął tablet i uśmiechnął się szeroko.
– Dzień dobry wszystkim! Mam dla was fantastyczną wiadomość. Nasza szkoła została wybrana do pilotażowego programu "Sport Łączy". Przez najbliższe trzy miesiące będziemy realizować projekt, w którym różne sekcje sportowe będą ze sobą współpracować.
– Co to znaczy "współpracować"? – zapytał ktoś z tyłu klasy.
– To znaczy, że każda sekcja zostanie sparowana z inną. Będziecie razem trenować, poznawać nawzajem swoje dyscypliny, uczyć się od siebie. Na koniec zorganizujemy wielki turniej pokazowy – wyjaśnił pan Mazur. – I najlepsza część – zwycięska para sekcji otrzyma pełne stypendium sportowe do Akademii Sportu w Warszawie. To ogromna szansa!
W klasie zapanowało poruszenie. Akademia Sportu w Warszawie to był top – najlepsi trenerzy, najlepsze zaplecze, szansa na karierę sportową. Nicola poczuła, jak serce zaczyna jej bić szybciej. Zawsze marzyła o czymś takim.
– Lista par zostanie ogłoszona dzisiaj po południu – dodał dyrektor. – Zachęcam wszystkich sportowców do sprawdzenia tablicy ogłoszeń po ostatniej lekcji.
Kiedy tylko dzwonek oznajmił koniec zajęć, Nicola prawie pobiegła do tablicy. Tłum już się tam zbierał. Przeciskając się przez grupę uczniów, wreszcie zobaczyła listę.
Jej oczy przeskanowały arkusz, szukając sekcji siatkarskiej. I wtedy to zobaczyła:
SIATKÓWKA DZIEWCZĄT - Nicola Kaczmarek – HOKEJ MŁODZIEŻOWY - Max Kozłowski
Nie. To niemożliwe.
– To chyba jakiś żart – usłyszała znajomy głos za sobą.
Odwróciła się i spojrzała prosto w ciemne oczy Maxa Kozłowskiego. Wyglądał równie wstrząśnięty jak ona.
– Nie mogę z tobą współpracować – powiedziała stanowczo.
– Jestem na to tak samo napalony jak ty, Kaczmarek – odparł Max. – Zero.
– To idź do dyrektora i to zmień!
– Myślisz, że nie próbowałem? – Max przejechał ręką po włosach z frustracją. – Nie ma możliwości. Program jest obowiązkowy, pary już przydzielone. Albo to, albo wykluczą nas z drużyn.
Nicola poczuła, jak grunt usuwa jej się spod nóg. To było nie fair. Wreszcie miała szansę na coś wielkiego, a oni sparowali ją z jej największym wrogiem?
– To będzie najgorsze trzy miesiące w moim życiu – mruknęła.
– Wierz mi, u mnie podobnie – odpowiedział Max, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.
Nicola patrzyła za nim, czując mieszankę złości, frustracji i czegoś jeszcze, czego nie umiała nazwać. Jednego była pewna – nie zamierzała pozwolić, żeby Max zepsuł jej szansę na stypendium. Nawet jeśli miała przez najbliższe trzy miesiące go znosić.
Rozdział 3: Pierwszy trening
Środowy wieczór. Nicola stała na lodowisku, chwiejąc się na wypożyczonych łyżwach jak nowonarodzone cielę. Miała na sobie podkoszulek z długim rękawem i legginsy, bo kto by pomyślał, że będzie musiała jeździć na łyżwach? Z drugiej strony lodowiska Max pewnym krokiem jechał w jej kierunku z dwoma kijami hokejowymi.
– Gotowa na lekcję? – zapytał z tym swoim irytującym uśmieszkiem.
– Gotowa cię pokonać – odparowała Nicola, próbując złapać równowagę.
Max parsknął śmiechem.
– Najpierw spróbuj nie upaść.
Jakby na zawołanie, Nicola poczuła, jak łyżwy rozjeżdżają jej się na boki. Wymachując rozpaczliwie rękami, próbowała złapać równowagę, ale było już za późno. Upadła z hukiem na lód, a ból przeszył jej biodra.
– Świetny start – Max zatrzymał się obok niej, wyciągając rękę.
Nicola przez chwilę rozważała odrzucenie pomocy, ale duma nie ochroni jej od kolejnego upadku. Złapała jego dłoń – mocną, ciepłą i pewną – i pozwoliła się podnieść.
– Dzięki – mruknęła niechętnie.
– Nie ma za co – Max nie puścił od razu jej ręki. – Posłuchaj, wiem, że nie przepadamy za sobą, ale jeśli chcemy wygrać to stypendium, musimy przestać się kłócić i zacząć trenować. Umowa?
Nicola spojrzała na niego podejrzliwie. To była pułapka? Jakiś fortel? Ale w jego oczach widziała szczerość, której się nie spodziewała.
– Umowa – zgodziła się w końcu. – Ale to nie znaczy, że będziemy przyjaciółmi.
– Boże broń – Max uśmiechnął się szeroko. – Dobrze, zaczynamy. Podstawowa zasada jazdy na łyżwach: równowaga i praca nóg.
Przez następną godzinę Max uczył ją podstaw hokeja. Był zaskakująco cierpliwy – tłumaczył, pokazywał, poprawiał jej technikę. Kiedy znowu upadła (a upadła jeszcze wiele razy), zawsze był obok, gotowy pomóc. Nicola powoli zaczynała rozumieć rytm jazdy, uczucie lodu pod łyżwami, sposób, w jaki trzeba przenosić ciężar ciała.
– Nie najgorzej, Kaczmarek – powiedział Max, kiedy po raz pierwszy udało jej się przejechać długość lodowiska bez upadku. – Może z ciebie będzie hokeistka.
– W życiu – zaśmiała się Nicola. – Ale przyznaję, to nie jest takie złe, jak myślałam.
– Hej, to komplement dla hokeja czy dla mnie? – zapytał żartobliwie Max.
– Nie pchaj się – Nicola szturchnęła go łokciem, ale uśmiechała się.
Coś się między nimi zmieniło tamtego wieczoru. Lodowisko, które na początku wydawało się polem bitwy, stało się przestrzenią rozejmu. Nie byli przyjaciółmi – nie, na to było jeszcze za wcześnie. Ale może, tylko może, nie byli już wrogami.
Rozdział 4: Zmiana frontu
Tydzień później nadeszła kolej, żeby Max uczył się siatkówki. Nicola obserwowała z satysfakcją, jak ten pewny siebie hokeista potyka się o własne nogi, próbując odbić piłkę.
– Nie tak! – krzyknęła, podchodząc do niego. – Musisz zgiąć kolana i uderzyć pod kątem.
Max spróbował ponownie. Piłka poleciała w kompletnie złym kierunku.
– To jest niemożliwe – jęknął, opierając ręce na kolanach. – Jak wy to robicie?
– Praktyka – Nicola uśmiechnęła się złośliwie. – I talent. Głównie talent.
– Wow, arogancji ci nie brakuje – Max podniósł głowę, ale uśmiechał się.
– Uczę się od najlepszych – odparowała Nicola, rzucając mu piłkę. – Jeszcze raz. Tym razem obserwuj moją technikę.
Ustawiła się w pozycji i wykonała perfekcyjne odbicie. Piłka poszybowała wysoko, dokładnie tam, gdzie powinna.
– Zobacz? – powiedziała. – Wszystko w nadgarstkach i odpowiednim czasowaniu.
Max spróbował naśladować jej ruch. Tym razem było lepiej – piłka poleciała w miarę prosto, choć nie za wysoko.
– Postęp! – Nicola klepnęła go w ramię. – Może z ciebie będzie siatkarz.
– Touché – Max zaśmiał się, powtarzając jej słowa z ubiegłego tygodnia.
Treningi stały się ich rutyną. Dwa razy w tygodniu spotykali się na lodowisku, dwa razy w hali sportowej. Z czasem zaczęli rozmawiać nie tylko o sporcie – o szkole, o marzeniach, o pasjach. Nicola dowiedziała się, że Max marzy o graniu w NHL, że jego ojciec też był hokeistą, że ma młodszą siostrę, która choruje na astmę. Max dowiedział się, że Nicola gra na gitarze, że uwielbia stare filmy i że jej rodzice rozwiedli się, kiedy miała dwanaście lat.
– Nigdy bym nie pomyślał, że jesteś taka… normalna – powiedział Max pewnego dnia, kiedy siedzieli w szatni po treningu.
– Normalna? – Nicola uniosła brew. – To ma być komplement?
– Tak! – Max się zaśmiał. – W sensie… Myślałem, że jesteś tylko wściekłą siatkarką, która mnie nienawidzi.
– Byłam – przyznała Nicola. – Ale teraz… nie wiem. Chyba cię trochę rozumiem.
– Trochę? – Max udał urażenie. – Tylko trochę?
– Nie przesadzaj – Nicola uśmiechnęła się. – Nadal jesteś irytujący.
– A ty nadal jesteś uparta – odparł Max, ale jego oczy błyszczały ciepłem.
Coś się zmieniało. Coś, czego Nicola nie potrafiła nazwać, ale czuła to za każdym razem, kiedy Max uśmiechał się do niej. Za każdym razem, kiedy ich ręce się spotykały podczas treningu. Za każdym razem, kiedy spędzali razem czas.
Przestała go nienawidzić. A to było przerażające, bo zaczynała czuć coś zupełnie przeciwnego.
Rozdział 5: Przyznanie
Minęło już osiem tygodni programu. Nicola i Max stali się nierozłączni – razem trenowali, razem się uczyli, razem spędzali przerwy. Kasia ciągle ją podpuszczała, że coś jest między nimi, ale Nicola zaprzeczała. To tylko partnerstwo sportowe. Nic więcej.
Ale było to kłamstwo i obie o tym wiedziały.
Piątkowy wieczór zastał ich na lodowisku, po wszystkich treningach. Hala była pusta, tylko oni dwoje ślizgali się po lodzie w świetle lamp awaryjnych.
– Pamiętasz, jak pierwszy raz tu przyszłaś? – zapytał Max, łapiąc Nicolę za rękę, żeby pomóc jej w obrocie. – Byłaś jak Bambi na lodzie.
– Pamiętam, że byłeś wtedy równie irytujący jak zawsze – odparła Nicola, ale uśmiechała się. – A teraz… nie wiem. Przyzwyczaiłam się do ciebie.
– Przyzwyczaiłaś się? – Max zatrzymał się, ciągnąc ją za sobą. Stanęli twarzą w twarz, ich oddechy tworzyły małe chmurki pary w chłodnym powietrzu. – To wszystko?
Nicola poczuła, jak serce zaczyna jej walić. Stali tak blisko, że widziała małe złote plamki w jego brązowych oczach. To był moment. Moment, w którym mogła wszystko zepsuć albo…
– Max… – zaczęła, ale nie wiedziała, jak dokończyć.
– Nie nienawidzę cię – powiedział cicho. – Właściwie to nigdy cię nie nienawidziłem. Byłem po prostu… Nie wiem. Przestraszony?
– Przestraszony? – powtórzyła Nicola. – Czym?
– Tym, co czuję – wyznał Max. – Od pierwszego dnia, kiedy cię zobaczyłem w tej sali treningowej, z tym wściekłym spojrzeniem i podniesioną głową. Byłaś taka pewna siebie, taka piękna w swojej złości. I ja… nie wiedziałem, co z tym zrobić. Więc zachowałem się jak idiota.
Nicola poczuła, jak coś ściska ją w gardle.
– Ty… co?
– Podobasz mi się – powiedział Max, patrząc jej prosto w oczy. – Podobasz mi się, Nicola. Podobasz mi się od dwóch i pół roku i zamiast ci to powiedzieć, wkurzałem cię, bo nie umiałem sobie poradzić z własnymi uczuciami.
– Jesteś idiotą – wyszeptała Nicola, ale jej oczy zaszły łzami.
– Wiem – Max uśmiechnął się smutno. – Przepraszam. Za wszystko. Za salę, za tamte teksty, za bycie dupkiem. Przepraszam.
Nicola nie odpowiedziała słowami. Zamiast tego nachyliła się i pocałowała go.
To był nieśmiały pocałunek, pełen niepewności i dwóch i pół roku stłumionych emocji. Ale kiedy Max objął ją w talii i przytulił bliżej, wszystko zaczęło mieć sens. Wszystkie kłótnie, cała złość, wszystkie spojrzenia – to wszystko prowadziło do tego momentu.
Kiedy się rozdzielili, oboje oddychali ciężko.
– Też mi się podobasz – przyznała w końcu Nicola. – I też nienawidziłam tego uczucia.
Max zaśmiał się i przyciągnął ją do siebie.
– To co teraz?
– Teraz – Nicola oparła głowę o jego klatkę piersiową – przestajemy być wrogami i zaczynamy być… czymkolwiek to jest.
– Podoba mi się ten plan – szepnął Max, całując ją w czubek głowy.
Rozdział 6: Finał
Dzień turnieju pokazowego przyszedł szybciej, niż Nicola mogła sobie wyobrazić. Cała szkoła zebrała się w hali sportowej, żeby zobaczyć, jak różne sekcje sportowe prezentują to, czego się nauczyły.
Nicola i Max mieli przygotować pokaz, który łączył elementy hokeja i siatkówki. Przez ostatnie dwa tygodnie trenowali choreografię – Nicola na łyżwach z piłką siatkarską, Max odbijający piłkę w hali. To było szalone, nietypowe i całkowicie niespotykane. Innymi słowy, idealne.
– Gotowa? – zapytał Max, ściskając jej dłoń za kulisami.
– Zawsze – odpowiedziała Nicola, ściskając go z powrotem.
Kiedy wyszli na scenę (w ich przypadku na lodowisko połączone z częścią hali sportowej – organizatorzy naprawdę się postarali), tłum wybuchł oklaskami. Nicola wzięła głęboki oddech i spojrzała na Maxa. On skinął głową.
Zaczęli.
Nicola ślizgała się po lodzie z gracją, którą wypracowała przez te miesięcy, odbijając piłkę do Maxa, który czekał na granicy lodowiska i parkietu. Max chwytał piłkę i biegł do siatki, wykonując skomplikowane zagrywki. Potem zamieniały się role – Max na lodzie z koszulką hokejową, Nicola w hali z piłką.
Było to piękne połączenie dwóch światów, dwóch dyscyplin, dwóch ludzi, którzy nauczyli się razem pracować. Publiczność szalała.
Kiedy pokaz dobiegł końca, Nicola i Max stanęli w centrum, trzymając się za ręce. Byli zasapani, spoceni, ale szczęśliwi.
– Wygramy – szepnął Max.
– Nie o to chodzi – odpowiedziała Nicola. – Już wygraliśmy.
I miała rację. Kiedy komisja ogłosiła wyniki, Nicola i Max rzeczywiście zdobyli pierwsze miejsce i stypendium do Akademii Sportu. Ale prawdziwą nagrodą było to, co znaleźli po drodze.
Epilog: Rok później
Nicola siedziała w akademiku Akademii Sportu w Warszawie, przeglądając zdjęcia na telefonie. Było tam mnóstwo fotek z Maxem – z treningów, z wyjazdów, z codziennych chwil. Na jednym z nich całowali się na lodowisku, na innym śmiali się na boisku do siatkówki.
Drzwi otworzyły się i wszedł Max, niosąc dwie kawy.
– Dla mojej ulubionej siatkarki – powiedział, wręczając jej kubek.
– Dzięki – Nicola przyjęła kawę i pocałowała go w policzek. – Jak trening?
– Ciężki – Max usiadł obok niej na łóżku. – Ale warto. A ty?
– Podobnie – Nicola oparła głowę o jego ramię. – Myślałeś kiedyś, że tak będzie?
– Że będziemy razem w Warszawie, realizując nasze marzenia? – Max objął ją ramieniem. – Szczerze? Nie. Myślałem, że będziesz mnie nienawidzić do końca życia.
– Prawie tak było – zaśmiała się Nicola. – Ale cieszę się, że program nas połączył.
– Ja też – Max pocałował ją w czubek głowy. – Najlepsza pomyłka w moim życiu.
– To nie była pomyłka – Nicola spojrzała na niego. – To było przeznaczenie.
Max uśmiechnął się i pocałował ją, a ona poczuła to samo, co na lodowisku rok temu – pewność, że jest dokładnie tam, gdzie powinna być.
Z rywalem, który stał się partnerem. Z chłopakiem, którego kiedyś nienawidziła, a teraz kochała całym sercem.
I to była najlepsza historia, jaką mogła sobie wyobrazić.
KONIEC
📚 Podobają Ci się takie opowiadania?