E-opowiadania

Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

„Przeżyłam wspólną przygodę z bohaterem wybranej powieści”

Dzisiaj opowiem wam pewną historię o tym jak z Jackiem, jego dziadkiem, czyli Panem Arturem Buntingiem i moją babcią Bagatelą (bohaterami książki pt. „Wielka ucieczka dziadka” Davida Walliamsa) przeżyłam największą i najlepszą przygodę w moim życiu. Wydarzyła się ona w 1983 roku, lecz niektórzy wam powiedzą, że w 1940, ale zaraz się wszystkiego dowiecie.

Pewnej nocy Pan Artur trafił do domu starców („Zmierzchu Życia”), ponieważ tracił pamięć i jego rodzina już nie dawała rady. Czasami podpułkownikowi wydawało się, że jesteśmy w trakcie II wojny światowej w 1940 roku a „Zmierzch Życia” to obóz jeniecki, z którego on musi uciec. Kiedy Pan Bunting przyjechał do ośrodka, moja babcia już tam była, ponieważ moi rodzice stwierdzili, że nie będą się męczyć i z wielką radością ją tam oddali już wcześniej. Każde z naszych rodziców (moje i Jacka) dowiedziało się o tym miejscu od pastora. Moi na mszy, a jego podczas nocnej wyprawy dziadka na wieżę kościoła, gdy myślał, że lata swoim spitefierem.

Tak, wiem to jest dość podejrzane, ale później do tego wrócimy. Jack nie zgadzał się z wyborem rodziców, więc na drugi dzień chciał od razu dziadka odwiedzić, lecz gdy tam przyjechał pielęgniarki go wyrzuciły i powiedziały, że odwiedziny odbywają się tylko w niedzielę od godziny 15:00 do 15:15. On się jednak tak łatwo nie poddawał, gdy chodziło o podpułkownika, więc kiedy zapadł zmrok wrócił i pamiętając o wszystkich radach, które dawał mu dziadek (kiedy opowiadał mu o przygodach, z czasów wojny) przeszedł niezauważenie na drugą część posesji „Zmierzchu Życia”. Tamtej nocy zobaczył jak mroczne jest to miejsce, znalazł tam nawet pokój z trumnami!

Koniec końców odnalazł Pana Buntinga i nawet z nim porozmawiał, ponieważ okazało się, że wszystkie „leki”, które im tam podawano, on od razu wypluwał, przez co nie spał cały dzień i był czujny. Ustalili wtedy już pewien plan i Jack miał za zadanie przynieść kilka rzeczy, czyli: lentilki (do podrobienia tych tabletek, które dają pielęgniarki), sznurek, skarpety, gumki recepturki, puste puszki (na wykopaną ziemię), mapę, więcej skarpet, zapałki, łyżkę (do kopania tunelu), świece, wrotki, jeszcze więcej skarpet, tacę do serwowania herbaty. Po opisaniu przeze mnie tych rzeczy pewnie domyślacie się, jaki był to plan (przekopanie łyżką tunelu), który niestety nie wypalił, ponieważ ciężko było przebić łyżką podłogę. Następnego dnia była niedziela, czyli dzień odwiedzin oraz pierwsze spotkanie moje i Jacka. Wszyscy przyszli oczywiście punktualnie, Jack od razu szukał swojego dziadka i gdy tylko go zobaczył przestraszył się, że jednak zmusili go do wzięcia tych tabletek, lecz kiedy do niego podszedł on mu wyszeptał, że udaje i że wszystko jest pod kontrolą. Uradowany Jack poszedł pooglądać resztę „Zmierzchu Życia”, aby nikt nie nabrał podejrzeń. Właśnie wtedy będąc przy mojej babci go zauważyłam.
- Cześć – przywitałam się.
- Hej – odpowiedział.
- Też odwiedzasz swoich dziadków? – zapytałam.
- Tak, niestety… - odrzekł.
- A dlaczego Twoja babcia tu trafiła? – zapytał.
- Sama nie wiem moi rodzice nie chcieli już się nią zajmować – odpowiedziałam
- O to witaj w klubie moi też, męczyło ich to, że mój dziadek stracił pamięć – zasmucony odpowiedział.

Przegadaliśmy w ten sposób cały czas odwiedzin w domu starców. Pożegnaliśmy moją babcię oraz Pana Buntinga i później jeszcze kilka razy w tym dniu do siebie dzwoniliśmy. Na drugi dzień wieczorem Jack powiedział mi o planie, aby wejść niezauważenie do „Zmierzchu Życia i spróbować podejrzeć co tam się dzieje. Nie byłam fanką tego pomysłu, ale myśl, że moja babcia miałaby tam umrzeć od razu mnie do niego przyciągnęła. No, więc jak mówiliśmy tak zrobiliśmy. Kiedy już tam dotarliśmy i przeczołgaliśmy się do w miarę bezpiecznego miejsca, rozejrzeliśmy się i zauważyliśmy podpułkownika wychodzącego z okna dachowego na dach. Na szczęście udało nam się dyskretnie zawołać do Pana Buntinga i usłyszeć co planuje, okazało się, że ma plan uciec z tego strasznego miejsca razem ze wszystkimi mieszkańcami tego strasznego miejsca, którzy byli oszukiwani. Dokładniej, to mieli plan zjechać na majtkach, które znaleźli w pralni i wszystko się udawało do momentu, kiedy Pani Bagatela utknęła w oknie dachowym. Jack, ja oraz podpułkownik wdrapaliśmy się po majtkach z powrotem na dach, aby pomóc mojej babci, lecz było to bardzo trudne. Koniec końców się udało, co prawda dla Pani Bagateli to było dość bolesne, kiedy nagle wyskoczyła jak z katapulty, ale na szczęście nic poważnego się nie stało, nawet udało jej się zjechać na majtkowej konstrukcji. Niestety pielęgniarki usłyszały krzyki mojej Babci i jedna z nich w mgnieniu oka zadzwoniła wielkim dzwonem, aby ostrzec resztę. Pozostałe siostry szybko zareagowały przez co musieliśmy uciekać. Większość osób starszych już była na dole i prędko uciekała, lecz my nie mieliśmy tak łatwo, ponieważ Pani Bagatela zjeżdżając z dachu na majtkach zerwała całą majtkową linę. „Byliśmy w potrzasku”. Nagle przed nami pojawiła się Panna Wieprzyk, razem z dwoma innymi pielęgniarkami pokazując co ma w ręce (był to paralizator) pokazała jego moc na jednej z jej pomocnic (siostra zemdlała) - było to przerażające. Za nami wciąż dzwonił dzwon, co wyglądało tak, jakby ktoś ciągle tam był i nim dzwonił.
- „CHWYĆ SZNUR” – krzyknął nagle dziadek do Jacka.
 Jack zrobił rozbieg i skoczył chwytając sznur od dzwona, patrząc w dół zobaczył, że to siostra stokrotka i w tamtym momencie zleciał wprost na nią. Wtedy Jack zobaczył coś jeszcze straszniejszego i dziwniejszego niż wcześniej. Siostra stokrotka była mężczyzną!!! Potem, kiedy Jack już był na dole, użyliśmy ten sam sposób ucieczki (na sznurze od dzwonu). Następnie, kiedy Panna Wieprzk nas zauważyła i zaczęła nas gonić schowaliśmy się w jednym z pokoi. w którym akurat znajdowały się przebrania pielęgniarek. Jak to wtedy Pan Artur powiedział:

startPoprzedni artykuł12Następny artykułkoniec