Od dawna czekałam na ten koncert. Mój ulubiony wykonawca w końcu wystąpi w Polsce. Na wieść o zapowiedzi tego wydarzenia zapiszczałam z radości i przysięgłam sobie, że na pewno zdobędę bilety dla siebie i mojej przyjaciółki Alicji. W dniu rozpoczęcia sprzedaży wejściówek w nocy zalogowałam się na stronę i z pewnością byłam jedną z pierwszych osób, które mogły cieszyć się ze swojego zakupu. O swoim sukcesie poinformowałam Alę i już wprost nie mogłyśmy się doczekać.
W końcu nadszedł ten wieczór, kiedy duet najwierniejszych fanek mógł udać się na koncert. Planowałyśmy zająć miejsce w pierwszym rzędzie pod barierkami. Jednak w momencie pojawienia się na miejscu już wiedziałyśmy, że będzie to niemożliwe do osiągnięcia. Niestety nie decyduje kolejność zakupu wejściówek, a raczej wytrwałość przy kilkugodzinnym ślęczeniu przed otwarciem wejścia do klubu.
- Trudno, przebijemy się jakoś do przodu – stwierdziła Alicja.
Udałyśmy się do baru, aby napić się drinka, tak na rozgrzewkę. Zorientowałyśmy się szybko, że w klubie jest strasznie gorąco i duszno. Postanowiłyśmy zamówić kolejny napój, ale tym razem z większą porcją lodu. Po opróżnieniu szklanek poczułam delikatny szum w głowie, a nastrój z minuty na minutę ulegał poprawie. Czułyśmy się gotowe na imprezę! Poszłyśmy w kierunku sceny, ale słowo „przepraszam” tego wieczoru nie było w cenie. Każdy bronił swojego miejsca jak twierdzy. W końcu na darmo nikt nie przychodził tutaj na tyle wcześniej, aby tak łatwo stracić wywalczoną pozycję. Szybko poddałyśmy się, ale procenty, które coraz szybciej krążyły w naszej krwi nie pozwalały nam na utratę dobrego humoru. Udałyśmy się po raz kolejny do lady baru i poprosiłyśmy o to samo, ale o zdwojonej mocy.
- Widzę, że panie bardzo dobrze się bawią, choć koncert gwiazdy wieczoru jeszcze nie zaczął się – rzekł z przekąsem barman.
- Proszę pana, ale my to zawsze super się bawimy – powiedziałam, kończąc wypowiedź mrugnięciem okiem.
Po kilku łykach byłyśmy już upojone i panująca duchota przestała nam przeszkadzać. Chwiejnym krokiem chciałyśmy pójść bliżej sceny, ale śpiew naszego ulubionego artysty poniósł nas tylko kilka kroków. Zatrzymało nas dwóch przystojnych mężczyzn:
- Cześć, jestem Krystian, a to mój kumpel Radek. Nie ma sensu się pchać do przodu, straszny tam ścisk – utwierdził nas w przekonaniu przystojny brunet i szybko uwierzyłyśmy mu. Zaproponował nam usiąść do loży, którą zarezerwowali. Postawili nam po kolejnym drinku, choć zauważyłam, że Alicja nie powinna sięgać po kolejną szklankę. Miała zdecydowanie słabszą głowę niż ja.
Rozmawiało się nam bardzo dobrze, tak jakbyśmy się znali od wielu lat. W pewnej chwili zauważyłam, że Alicja z Radkiem siedzą coraz bliżej siebie, a jego ręka spoczęła na jej biodrze. Krystian zaczął cytować teksty piosenek, które rozbrzmiewały nam w uszach. Imponował mi tym, ale też absorbował moją uwagę. Po kilku minutach kontrolnie spojrzałam w stronę Alicji i zorientowałam się, że zniknęła wraz ze swoim nowym towarzyszem. Spanikowałam, nie chciałam, abyśmy się rozdzielały, a poza tym znałyśmy tych facetów dopiero od kilku minut. Nie miałam do nich na tyle zaufania, żeby zostawiać Alicję sam na sam.
- Gdzie jest Ala? Gdzie jest twój kolega? Pomóż mi ich szukać! – spanikowałam i pospiesznie wstałam.
- Przestań, są dorośli poradzą sobie – zatrzymał mnie, chwytając za rękę i przytulając do siebie.
Szybko odepchnęłam go i pobiegłam intuicyjnie w stronę toalet. Weszłam do damskiej, tam ich nie było. Jednak z męskiego WC dobiegał mnie znajomy głos, który prosił, aby druga osoba przestała. Musiałam zainterweniować! Alicja próbowała wyrwać się z uścisku Radka, który był nieustępliwy. Odepchnęłam go, ale ten zrewanżował mi się wymierzeniem policzka. Upadłam i zorientowałam się, że z mojej brwi leci krew. Myślałam o najgorszym, ale w porę do toalety wbiegł mężczyzna, który niewiele zastanawiając się rzucił się z pięściami na Radka. Kilkoma szybkimi ciosami powalił go na ziemię, pozwalając mu na ucieczkę.
- Pojawiam się chyba w odpowiedniej chwili. Musicie uważać, takich chamów jest na pęczki. Czy odprowadzić Was do domu? Mi możecie zaufać, nazywam się Sebastian.
- Dziękujemy Ci bardzo, mamy dość tego koncertu. Pomożesz mi odprowadzić moją koleżankę? – powiedziałam, ocierając rozcięty łuk brwiowy.
Po szybkiej wizycie w szatni opuściliśmy wspólnie klub. Na szczęście mieszkałyśmy na tym samym osiedlu stosunkowo niedaleko. Sebastian delikatnie mnie objął i przytrzymał chusteczkę, aby zatamować cieknącą krew. Było to bardzo miłe, lubię takich opiekuńczych bohaterów. Odprowadziliśmy Alicję pod same drzwi jej klatki schodowej. Wraz z Sebastianem poszliśmy w stronę mojego bloku. Stanęliśmy w drzwiach, wpisałam kod domofonu. On wtedy pocałował mnie, a ja nie miałam ochoty się bronić. Naprawdę tego chciałam i nie z powodu płynącego we mnie alkoholu.
- Obiecaj mi, że jeszcze się zobaczymy, że zadzwonisz pod ten numer, kiedy tylko się obudzisz – szepnął na ucho, wsuwając do kieszeni swoją wizytówkę, którą wyjął z portfela.
Czułam, że jeszcze się zobaczymy. Nie wyobrażałam sobie, że będzie inaczej. Potwierdziłam, że zadzwonię jak tylko otworzę oczy. Był inny niż tamci dwaj, ten koncert nie musiał się wcale źle kojarzyć.