Miałam cztery lata. Pamiętam, że bawiłam się takim małym zielonym wózkiem z lalką. Wózek był najzwyklejszy, uszyty z czegoś przypominającego ceratę. Miał małe kółka i budkę. Nic w nim nie było oprócz lalki. Zabawka nie wyglądała imponująco, raczej biednie. Bawiłam się tym wózkiem często i namiętnie. Aż przyszedł oczekiwany każdego roku dzień – dzień urodzin.
Pochodzę z regionu, gdzie obchodzi się urodziny i jest to ważna uroczystość. Uwielbiałam urodziny najbardziej za to, że tego dnia byłam najważniejsza. Ciocie, wujkowie, kuzynki i kuzyni przychodzili właśnie do mnie. Mogłam ubrać się w coś ładnego i z dumą i radością przyjmować życzenia.
Nieodzownym elementem urodzin były prezenty. Obudziłam się więc w dniu piątych urodzin i zobaczyłam pod ścianą wielki czerwony wózek z dużymi kołami. Podeszłam nieśmiało i zajrzałam do środka. W środku była poduszka, kołderka i nowa lalka. Wszystko było ładne, okazałe i duże. Rozejrzałam się. W polu widzenia nie było nigdzie mojego zielonego wózka. Zaniepokojona pobiegłam do kuchni, gdzie była mama. Mamo! Gdzie jest mój wózek? Chcę mój wózek. Na to mama: ale Kasiu, nie widziałaś, jaki piękny wózek stoi w twoim pokoju? To dla ciebie na urodziny! Choć, zobaczymy go razem.
Jak przetrwać święta bez miłości, to pytanie, które zadaję sobie od dwóch lat. Stało się i nadal nie mogę w to uwierzyć, ale to prawda. Mam za sobą nieudany związek i to związek formalny, a te – jak wiadomo - trudniej i boleśniej się rozwiązuje. Nie, nie było darcia szat ani publicznego prania brudów. Rozeszliśmy się kulturalnie i bez zbędnych ciosów. Ciosów nie było, ale i tak boli fakt, że się nie udało. Przez resztę roku – jak cię mogę, ale przed świętami boli bardziej.
Jeździłem do pracy za granice ona też i tam właśnie się to zaczęło. Poznał mnie z nią kolegi wujek, który tam pracował. Miała na imię Marlena starsza była ode mnie ale nie przeszkadzało mi to , rozmawialiśmy codziennie przez dwa miesiące bo tyle czasu tam byliśmy. Po powrocie nasz kontakt się nie urwał bo mieszkała ode mnie 30 km. Pisaliśmy nadal, bardzo mi się podobała. W końcu zaprosiła mnie do siebie na kawę, oczywiście nie odmówiłem. Rozmawialiśmy o wszystkim o tym że nie długo nadchodzą studia i wgl, zaproponowałem jej kino w jakiś dzień zgodziła się, ja się ucieszyłem.
Edyta
Patrzę na starą fotografię, z której uśmiechają się dwie dziewczynki. Obie ubrane w szkolne fartuszki, siedzą w ławce pierwszego dnia szkoły... To ja i moja najlepsza przyjaciółka Edyta. Wtedy najlepsza przyjaciółka...
Przyjaciele
- Pięknie to wygląda prawda? - zapytałam Filipa siedzącego obok mnie na dachu starej chatki, stojącej od dawien dawna nad brzegiem jeziora. Słońce chyliło się ku zachodowi, tworząc zapierający dech w piersiach widok. Promienie odbijały się na tafli wody, a liście na drzewach cichutko szumiały pod wpływem lekkiego, ciepłego wietrzyku. Na niebie nie było ani jednej chmurki, tak ładnego dnia ta mała mieścina dawno nie widziała. Idealna sceneria do happy endu w jakiejś mało ambitnej komedii romantycznej.
- Tak, mógłbym tu umrzeć. Miałaś racje, to miejsce jest świetne - odparł i spojrzał na mnie z uśmiechem, jednak w jego oczach krył się smutek. Gdy to zauważyłam - również posmutniałam. Choć odrzucałam tę myśl to czułam, że nie jestem osobą z którą chciałby teraz być w tym magicznym miejscu.