Nie zaplanowałem tegorocznych wakacji, dlatego byłem zdany na pomysły moich rodziców. Moje przypuszczenia, a zarazem obawy sprawdziły się. Ojciec poinformował mnie, że wybieramy się na dwa tygodnie do jego siostry, ciotki Justyny. Prowadzi ona gospodarstwo agroturystyczne, a nieopodal niego znajduje się jezioro. Podczas swojego dzieciństwa to właśnie w tej okolicy spędzałem letnie wakacje. Musiałem przygotować się psychicznie na czas bezgranicznej nudy. To miejsce ciekawe dla dzieciaków, dla mojej siostry Mariki, która zawsze działa mi na nerwy. Nie miałem możliwości, żeby się wykręcić, więc wspólnie z rodziną wsiadłem do naszego kombi i wyruszyliśmy w drogę.
Podczas drogi non stop zastanawiałem się w jaki sposób wpakowałem się w to. Na własne życzenie, ponieważ zrezygnowałem ze wspólnego wypadu z kumplami na koncert. Żal mi było pieniędzy, a poza tym nie przepadałem za tą kapelą. Trafiłem tutaj, do wesołego auta z podśpiewującym piosenki obozowe ojcem, mamą i niedojrzałą siostrą. Na szczęście podróż trwała niespełna 6 godzin, a moim oczom ukazał się horyzont z domkiem letniskowym. Wewnątrz znajdował się sterylny salon z aneksem kuchennym, kominek, a na piętrze dwie sypialnie. Jak się później okazało jedna z urzędu została zajęta przez rodziców, a druga przywłaszczona przez Marikę. Zmuszony byłem spać w salonie na łóżku polowym.
O świcie, bo już o 6 nad ranem obudził mnie wujek Stefan. Przestraszyłem się, bo zapomniałem, że ma klucze do naszego domku:
- Cześć Marek, wstawaj, no dalej, pomożesz mi przy krowach, obudź też swoją siostrę – dopingował mnie wuj.
Z bólem serca, ale wstałem. O dziwo udało mi się dobudzić siostrę i po szybkiej toalecie wyszliśmy z domu. W drodze do stodoły minęliśmy stajnię oczko w głowie wuja Stefana, której poświęca najwięcej czasu. Oczywiście to ostatnie miejsce wzbudziło najwięcej emocji u mojej siostry. Najpierw prosiła, a nieco później zaczęła nalegać, że chce nauczyć się jeździć konno. Wujek nie potrafił jej odmówić, więc zapowiedział, że następnego dnia postara się, aby ktoś udzielił jej kilka lekcji.
Następnego dnia, nieco później, ponownie zostałem obudzony przez wuja Stefana:
- Marek, ale ty długo śpisz! Wstawaj, Basia nauczy was ujeżdżać Blacka, to idealny koń do pierwszych jeździeckich szlifów – zagrzewał mnie do boju strasznie podniecony wuj.
Ledwo udało mi się oderwać głowę od poduszki, a do moich uszu dobiegł wrzask mojej siostry, która nie kryła swojego uradowania z tego, że wujek nie rzucał słów na wiatr. Poszliśmy w stronę stadniny, a tam czekała już na nas Basia. Była długowłosą, rudą dziewczyną o smukłej twarzy. Nieco niższa ode mnie, prezentowała się znakomicie w dżokejkach, tak jakby chodziła w nich od urodzenia:
- Cześć! Bardzo miło mi was poznać – przywitała się z nami dziewczyna.
- Basia spędza tutaj trzeci tydzień, przyjechała wraz z rodzicami. Uwielbia konie, a tutaj są świetne warunki, aby na nich pojeździć – dodał uśmiechając się wuj Stefan.
Marika rwała się do zajęcia miejsca w siodle, dlatego pospiesznie dała do zrozumienia instruktorce, że należy zakończyć część oficjalną. Basi spodobał się entuzjazm mojej siostry i po chwili już tłumaczyła jej podstawowe techniki dotyczące jazdy konnej. Wuj Stefan widząc, że zajęliśmy się sobą sam oddalił się, zapewnie zająć się swoimi obowiązkami. Obserwowałem cały instruktaż z boku, Basia to zauważyła:
- Ponuraku! Ty będziesz następny, więc dokładnie słuchaj moich rad, które udzielam twojej siostrze - zgryźliwie, z lekkim uśmieszkiem skupiła wzrok na mnie.
Doszło do momentu, w którym Marika samodzielnie zaczęła ujeżdżać Blacka. Nadspodziewanie dobrze jej to wychodziło i poczułem lekki ucisk w żołądku, ponieważ nie mogłem być gorszy od młodszej siostry i narobić sobie wstydu przed instruktorką. Jednak w pewnym momencie koń podczas kłusowania sam przyspieszył do galopu. Następnie stanął dęba i z dużym impetem zrzucił na ziemię niedoświadczonego jeźdźca. Od razu podbiegłem do Mariki, zobaczyłem, że straciła przytomność. Przy upadku mocno uderzyła głową w ziemię:
- Wezwij pomoc! Basia! Proszę cię pobiegnij po wuja! – wykrzyknąłem spanikowany.
Basia stała jak wryta, ale po chwili pobiegła w stronę stodoły. Wkrótce wuj pojawił się i wraz ze mną zaczął udzielać pierwszej pomocy. Nie wiem w jakim czasie nadjechała karetka pogotowia i zabrała moją siostrę z ledwo wyczuwalnym tętnem. Natychmiast ruszyłem wraz z rodzicami do pobliskiego szpitala, aby poznać diagnozę lekarzy. W drodze do szpitala towarzyszyła nam także Basia, która czuła się winna całemu wydarzeniu.
- Państwa córka przeszła trudną operację, obecnie znajduje się w śpiączce. Musimy być dobrej myśli, że obudzi się jak tylko środki, które podaliśmy przestaną działać. – przedstawił opinię ordynator szpitala.
Wakacje zmieniły się w koszmar, w oczekiwanie na moment, który może nadejdzie, a mianowicie odzyskanie świadomości przez Marikę. Byliśmy załamani, postanowiliśmy czuwać przy jej łóżku na zmianę, tak aby żaden z nas nie opadł z sił. Swój dyżur pełniłem z Basią, która nie opuszczała nas na krok ciągle przepraszając:
- To moja wina, to ja zawiniłam, zbyt wcześnie pozwoliłam jej na samodzielny kłus, to nie miało prawa się stać! – mówiła zalewając się łzami.
- Słuchaj, mówię ci to kolejny raz, to nie twoja wina. To w Blacka coś wstąpiło, nie byłaś w stanie tego przewidzieć – pocieszałem ją, a następnie przytuliłem płaczącą dziewczynę.
W nocy rozmawialiśmy, a tak naprawdę poznawaliśmy się. Opowiedziała mi o swoich studiach, o miłości i pasji do koni. Czas podczas rozmowy płynął jakoś szybciej, zabijaliśmy w ten sposób stres związany ze stanem siostry.
Atmosfera rozluźniała się i w pewnej chwili zorientowałem się, że nasze dłonie splotły się. Dotknąłem jej rozpuszczonych włosów i spojrzałem głęboko w oczy. Zaczerwieniła się i spuściła wzrok, ale nie odsunęła mojej ręki:
- Wszystko będzie dobrze Basiu. Marika to silna dziewczyna, obudzi się. Jednak obiecaj mi, że ponownie spróbujesz przekonać ją do jazdy konnej – poprosiłem.
Nad ranem przebudziła mnie pielęgniarka. Zorientowałem się, że u mojego boku śpi Basia:
- Dobrze gołąbeczki, pora wstawać, a małą księżniczkę najwyższy czas obudzić – wydała polecenia pielęgniarka.
Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem. Marika odzyskała przytomność, choć poobijana nie przestawała się uśmiechać. Wszystkim spadł kamień z serca. Oczywiście wakacje skończyły się dla niej, ale z racji jej pobytu w szpitalu postanowiliśmy zostać w domku letniskowym do czasu wypisania Mariki.
W kolejnych dniach wstawałem rano, aby odwiedzić choćby na chwilę siostrę. Po wizycie w szpitalu szedłem w stronę stajni. Niestety za każdym razem nie spotkałem Basi. Zaniepokoiło mnie to i postanowiłem dowiedzieć się w czym tkwi przyczyna. Wuj Stefan powiedział mi, w którym pokoju w pensjonacie mieszka. Wkrótce zapukałem do jej drzwi:
- Cześć, co jest grane? Dlaczego nie widzę cię w stajni? – zapytałem już na wstępie.
- Nie wiem, nie mogę, nie potrafię po tym wszystkim co się wydarzyło z twoją siostrą – obwiniała się Basia.
- Proszę cię, tłumaczyłem ci. W tej chwili wychodzisz ze mną, zabieraj swój strój i idziemy – powiedziałem stanowczo jak tylko potrafiłem.
Po chwili byliśmy już w stajni. Poprosiłem ją, aby nauczyła mnie jeździć konno i to na Blacku. Tylko w ten sposób była w stanie się przełamać. Kolejne wskazówki i czynności przychodziły jej z dużym oporem, tak jakby straciła wiarę w siebie, że potrafi to robić. Jednak za każdym razem naciskałem i koniec końców udało mi się zająć miejsce w siodle. Podczas mojej przejażdżki nic złego się nie wydarzyło. Zeskoczyłem z konia i zostałem przytulony przez Basię, która w ten sposób wyraziła swoją ulgę, że tym razem nic się nie stało. Postanowiłem też okazać swoje szczęście i… pocałowałem ją. Nie odepchnęła mnie, wręcz przeciwnie, jej ręce zacisnęły się na moich i odwzajemniła mi mój gest w ten sam sposób. Nie można pozwolić, aby ktoś poddał się, przerwał swoją pasję z powodu jednego niepowodzenia. Zwłaszcza, jeśli zależy ci na tej osobie.