W porządku? - Zapytał mnie Puck, gdy siedzieliśmy, mocno przytuleni w połowie zniszczonym moście. Ze względu na okropne warunki pogodowe w Forks, zaczynał mi doskwierać chłód, więc pieszczotliwie otulił moje ramiona własną kurtką. Za to go właśnie kochałam. Taki właśnie był Puck. Na około nas rozlegał się wielki, zielony las. Nasz las. To tutaj pierwszy raz się poznaliśmy. Było to okropnie dawno, i choć miałam zaledwie sześć latek, doskonale to pamiętam. Stałam z tatą w środku tego miejsca, zachwycona jego niesamowitością. Chcieliśmy urządzić tutaj nocleg i wieczorem dopatrywać gwiazd. Mojej starszej siostrze, Coralie w ogóle się to nie podobało. Krzyczała, wierzgała i płakała okropnie bojąc się tego miejsca i momentami nazywając je; \'\'odrażającym\'\'. Nie mogłam pojąć, dlaczego tak sądzi. Dla mnie, było tu wręcz niesamowicie. I ten zapach... Pociągnęłam mocno nosem, aby przypomnieć sobie tamte odczucia, ale nic nie poczułam, poprzez gęste smarki. Spojrzałam w dół, skubiąc delikatnie paznokciem drewno mostu. Korzystając z tego, że Puck przez jakiś czas nie ma zamiaru się odzywać, postanowiłam przeznaczyć czas na dalsze przypominanie wspomnień... Kiedy tata rozkładał namiot, wymknęłam się z pola jego widzenia. Patrzyłam na słońce, które raziło mnie w oczy, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Było to w pewien sposób fascynujące. Zza kotarów drzew usłyszałam cichy szelest. Jak przestraszony jelonek, odwróciłam głowę w tamtą stronę. Niczego nie zauważyłam. Odwróciłam oczy. Jednak zaraz potem, znowu coś usłyszałam. Tym razem, chłopiec nie zdążył się schować, zza grubymi liśćmi drzewa. Uważnie na siebie patrzeliśmy. Miał tyle lat, co ja. Długie, brązowe włosy opadały mu na migdałowe zielone oczy. Grube brwi, prawie że ze sobą złączone, zmarszczyl w zakłopotaniu. Dalej mi się przyglądał, aż w końcu odważył się odezwać.
- Cześć, brzydulo. - Powiedział wysokim, dziecięcym głosikiem, zabarwiając go w intrygujący uśmieszek.
Czy pisać dalej?
Był deszczowy niedzielny wieczór. Znudzona Ania, siedziała na kanapie, mieszczącej się w centralnym punkcie jej małej, lecz jakże przytulnej kawalerki. Milcząc, spoglądała na strugi deszczu kreślące przepiękne mozaiki na szybie kuchennego okna. Deszcz tworzył obrazy, których nie powstydziłby się najwybitniejszy malarz. W tle słychać było tylko błogą ciszę, przeplataną odgłosami uderzających o szybę kropel. Jeszcze 5 lat temu, uwielbiała takie dni. Widząc zbliżającą się ulewę, zawsze w pośpiechu ubierała się, biegła do swego ulubionego parku, czekając z utęsknieniem, aż chłodny letni deszcz, ukoi jej rozgrzane ciało. Na tę jedną króciutką chwilę, zatrzymywał się czas, wszystko przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie, była tylko ona i krople tańczącego wokół niej deszczu. Jako młoda dziewczyna, cieszyła się wszystkim. Kochała życie, naturę – starała się odkrywać każdy jego aspekt na nowo. Cieszyć się wszystkim tak, jakby było to jedyną, niepowtarzalną rzeczą, której już nigdy więcej nie zobaczy. Nie przejmowała się tym co było kiedyś czy miało nadejść, żyła chwilą.
List
Kroczyłem w niewiadomą. Było już po północy, a noc była ciemna. Wokół mnie ciemność rozjaśniały jedynie światła miasta, domów, bloków, latarni. Szedłem ciemną uliczką pozbawioną jakiegokolwiek oświetlenia. Zapytacie pewnie po co tak kroczyłem. Chciałem się przejść. Było mi smutno. Przed chwilą straciłem moją największą miłość. Odeszła w objęciach innego. Ja tylko patrzyłem. Po policzkach nadal płyną mi łzy. Była piękna. Jaki ja byłem głupi. Kochałem ją, a ona się mną bawiła. Byłem dla niej kukiełką, która już wyszła z mody, przestała być przydatna. Mówiła, że mnie nie opuści, że zawsze będziemy razem, a teraz odwróciła się i odeszła. Jaki ja byłem głupi. Łudziłem się że nam wyjdzie, a teraz mam nadzieję o niej zapomnieć, lecz nie mogę. Chciałem się zabić. Podążałem tak ciemnym zakamarkiem bez celu. Gdzieś w oddali było słychać szczekanie psów i gwar ulic. Chciałem uciec, uciec od tego życia. Nie mogłem. Nigdy tak nie cierpiałem. Nawet gdy moja matka i ojciec zmarli. Oni zawsze mnie olewali. Miałem wrażenie, że byłem dla nich kulą u nogi. Całą swą miłość oddałem jej i to był błąd. Dla niej to nic nie znaczyło. Chciałem uciec.
Już nigdy nie będę szczęśliwy.
Historia Mercedes - Część I
Mania
Rozdział 1
„Początki są zawsze trudne"
Barcelona, 01.09.1953 roku. Do jednego z tamtejszych komisariatów przybyła pewna młoda osoba na stanowisko detektywa. Był to pierwszy dzień w nowej pracy. Pewnie sądzicie drodzy czytelnicy, że był to wysoki, dobrze zbudowany, zdecydowany i odważny jak na detektywa przystało mężczyzna, prawda? Otóż nie! Była to osoba drobna, smukła i delikatna. Liczyła sobie 22 wiosny i miała na imię Mercedes.
A bardziej oficjalnie panna Mercedes Maria Luna del Rey. Nie dość, że biedaczka była niesłychanie zestresowana, to jeszcze jej pierwsza sprawa dotyczyła zabójstwa.
Mężczyzna idealny
Katarzyna Redmerska
Odcinek 1
- Nie rozumiem, dlaczego kolejne wakacje spędzasz w Paszkowie - Marta spojrzała na córkę.
- Podoba mi się to miejsce. Po co kupiliście z tatą ten dom? Po to, by tu przyjeżdżać, prawda?
- Powinnaś ruszyć się między ludzi, miałabyś okazję kogoś poznać. Stuknęło ci 36 lat. Nie uważasz, że to najwyższa pora, by wyjść za mąż i urodzić dzieci?