E-opowiadania

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Pierwsze dni w nowej pracy są zawsze takie same. Nowi ludzie, nowe miejsca, nowe obowiązki. Wiem coś o tym, bo przeżyłam sporo takich dni. Pracować, to znaczy zarabiać na wakacyjne wojaże, zaczęłam jeszcze w szkole średniej. Raz było to zbieranie owoców w szkółce rolniczej, innym razem praca w barze szybkiej obsługi, jeszcze kiedy indziej sprzątanie biur itp.

Pierwszą poważną pracę podjęłam zaraz po studiach. Zatrudniono mnie na stanowisku dietetyczki w jednym z domów pomocy społecznej dla osób starszych. Pierwszego dnia prawie nie pamiętam. Byłam tak przejęta, że z trudem docierało do mnie wszystko, co się wokół mnie działo. Dyrektor ośrodka przedstawił mi moje obowiązki i zaprowadził do małego pokoiku z biurkiem. Pokoik był mały, pusty i smutny. Duże okno z gołą szybą wychodziło na zacienione podwórko. W rogu stał stolik na jednej nodze.

Po powrocie do domu uznałam, że muszę coś zrobić, by swoje miejsce pracy uczynić nieco milszym i bardziej przytulnym. Szybko znalazłam firankę, która – jak mi się wydawało – pasowała do pustego okna w moim pokoju.
Zjawiwszy się w pracy następnego dnia, od razu zabrałam się do roboty. Przysunęłam do okna ów mały stolik, stanęłam na nim i zaczęłam wieszać firankę. Nagle wszystko zachybotało i przewróciło się. Usłyszałam wielki huk i znalazłam się na podłodze. Nade mną leżał przewrócony stolik, a w drzwiach stało już kilka osób.
Podniosłam się i całkowicie zdezorientowana rozejrzałam wokół siebie.
Nic się pani nie stało ?– zapytała któraś z osób stojących w drzwiach, a właściwie już w środku.
Nie – odpowiedziałam uśmiechając się dziarsko i dzielnie.
Co pani robiła? – Zapytał ktoś inny.
Wieszałam firankę – odpowiedziałam – wskazując na częściowo zasłonięte okno.
Na tym stoliku? – spytał ze zdziwieniem mój rozmówca.
Dopiero wtedy zorientowałam się co zrobiłam. Stanęłam na stoliku z jedną nogą. Nie było rady, musiał się przewrócić.
Z przerażeniem spostrzegłam, że w drzwiach pokoju stoi dyrektor placówki.
Chwała Bogu – mówi. Myślałem, że stało się coś jakiemuś pensjonariuszowi. A to pani Lucynka upiększa swoje miejsce pracy i straszy nas wszystkich.
Przestraszyłam się nie na żarty, gdy powiedział mi, że podjęłam się czynności, do których potrzebne są uprawnienia wysokościowe, a ja takich nie mam. I, że gdyby coś mi się stało, ciężko byłoby z odszkodowaniem…
Przepraszam – wybąkałam. Było mi tak głupio, że nie wiedziałam, co mogłabym jeszcze dodać.


Przez następne kilka dni ciągle ktoś do mnie pukał i pytał czy wszystko w porządku, a przez całe dwa lata, które tam spędziłam, kojarzono mnie z niefrasobliwym i nieprzemyślanym działaniem…
Historia młodej pani magister, która spadła ze stolika wieszając firankę, stała się jedną z anegdot, do znudzenia opowiadanych przez pracowników owej placówki...