Chciałabym wymazać wszystkie wspomnienia związane z nim, nie myśleć, uwolnić się od tego raz na zawsze i znowu być tą uśmiechniętą i energiczną dziewczyną...
Z moim byłym chłopakiem poznaliśmy się w internecie, na początku zero zainteresowania, krótka rozmowa która nie wskazywała na nic. Zmieniło się to jednego zimowego dnia, przegadaliśmy cały dzień i od tego czasu byliśmy w kontakcie codziennie. Byliśmy sobą bardzo zauroczeni, setki wiadomości, długie nocne rozmowy przez telefon, po miesiącu się spotkaliśmy, pamiętam jak tego dnia było zimno na dworze a my kilka godzin spacerowaliśmy po parku rozmawiając o wszystkim i planując kolejne spotkanie. Ze względu na jego sytuację rodzinną widywaliśmy się co 2-3 , gdy przychodził moment pożegnania ciężko było nam się rozstać. Od spotkania do spotkania, mijały tygodnie.
Głupia ja coraz bardziej nim oczarowana, pełno komplementów, miłych słówek, czułam się doceniona.. wiem głupie ale rozum gdzieś się wyłączył i liczył się tylko on. Po 2 miesiącach spotkać zaczęliśmy być razem, byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie, był on i nie potrzebowałam niczego więcej do szczęścia. Każde nasze wyjście było inne, kino, spacer, basen, wycieczka na rowerach można powiedzieć, że było idealnie. Miałam u swojego boku mężczyznę, który z każdą chwilą stawał się dla mnie coraz ważniejszy. Minęły kolejne miesiące i powiedział, że się we mnie zakochał i nie wyobraża sobie życia beze mnie, ja już wtedy też wiedziałam, że go kocham, niesamowite szczęście, wszystko się nasiliło spędzaliśmy razem coraz więcej czasu, przedstawiłam go rodzicom sympatię mojej mamy i brata zaskarbił sobie bardzo szybko, jedynie tata podchodził do mojego chłopaka ze septycznym nastawieniem ale nie przejmowałam się tym myślałam, że jak pozna go bardziej to się przekona.
Nasza miłość kwitła, liczyliśmy się tylko my. W lutym miałam 18 urodziny , na których poznał całą moją rodzinę, potem było ok tylko przez jakiś czas..
Wyjechał na urlop do siostry dzwonił, pisał ale czułam, że coś się zmieniło, zapytałam raz czy wszystko ok to tłumaczył się tym że tęskni. Tydzień ciągnął się dla mnie okropnie, ale w końcu doczekałam się jego powrotu. Spotkaliśmy się na drugi dzień i nie odstępowaliśmy się na krok, upojna noc, wspólny weekend. Wydawało mi się, że wszystko wróciło do normy i znowu to jest ten sam człowiek którego pokochałam. Jakieś 2-3 tygodnie po jego powrocie zaczęło się wszystko psuć. Unikał spotkań, wykręcał się pracą, brakiem czasu, treningami, złym samopoczuciem...
Już wtedy wiedziałam, że coś jest na rzeczy i w moim związku źle się dzieje. Starałam się z nim rozmawiać, delikatnie podpytywać ale każda taka próba kończyła się sprzeczką i słowami typu " wmawiasz sobie ". Zastanawiałam się nad tym czy nie ma racji ale intuicja podpowiadała mi że coś jest nie tak. Jego urodziny spędziliśmy razem, niby było ok ale jednak nie. Nie wiedziałam, że wtedy widzę go ostatni raz...
Od tego dnia wszystko się zaczęło psuć moja radość z życia znikła, zaczęły się przepłakane noce i dociekanie o co w tym wszystkim chodzi. Nie widzieliśmy się 4 tygodnie, nie pisaliśmy tak jak kiedyś, bardzo się ode mnie odsunął. Po rozmowach z mamą i przyjaciółką które powtarzały, że ewidentnie jest coś na rzeczy zaczęłam drążyć temat. Pojechałam do niego do pracy i usłyszałam " nie przyjeżdżaj mi tutaj bo nie chce mi się z Tobą rozmawiać, bedę chciał to się odezwę ". Zabolało jak cholera człowiek który był dla mnie całym światem zmienił się nie do poznania. Czekałam na jakąś wiadomość ale przez kilka dni nic, w końcu napisałam na odpowiedź musiałam czekać cały dzień i była ona dla mnie czymś po czym nie mogę się pozbierać do tej pory " wiem że Ci się to nie spodoba ale to koniec, nie mam czasu na związki, a po drugie wyjeżdżam w czerwcu zagranicę ". Głupia ja pisałam dzwoniłam ale nic to nie dało, byłam tak bardzo zakochana a może zaślepiona, że nie wyobrażałam sobie dnia bez niego...
Którejś nocy zadzwonił pijany jak cholera chciał pogadać, a ja o 2 w nocy do niego. Wysiadłam z taksówki przytulił mnie tak, że nigdy nie zapomnę tego, wyszeptał że bardzo mu mnie brakuje i że kocha ale nie może mnie ranić, że zasługuje na więcej niż on może mi dać. Przegadaliśmy całą noc przytulając się, i całując ;( Powiedział mi prawdę o sobie, że był karany, że jestem tym czego zawsze chciał ale jest złym człowiekiem który prędzej czy później trafi do więzienia. Było mi ciężko, siedziałam obok niego i płakałam z bezsilności, traciłam jedną z najważniejszych osób i nie mogłam nic zrobić ;( Po tamtym spotkaniu dzwonił jak był pijany chyba tylko wtedy miał odwagę rozmawiać.. Wszyscy mi powtarzali, że robię źle odbierając te telefony ale to było silniejsze ode mnie, widziałam na wyświetlaczu jego numer i serce biło szybciej, chwila rozmowy, a potem cała noc płaczu ;(