Mamy jesień 2020 roku. Od około sześciu miesięcy zmagamy się z pandemią w większym lub mniejszym natężeniu. Polska wybrała w międzyczasie nowego lokatora Belwederu i innych reprezentacyjnych pałacyków. Szkoda nad tym wyborem teraz zbytnio się pochylać.
Latem otworzyliśmy się na normalność bez przejmowania się wirusem zgodnie z prośbą naszego rządu. I zostaliśmy skarceni skalą zakażeń. Jednak na dodatek schorowani politycy naszego kraju przepchnęli sprawę zaostrzenia aborcji dzięki tzw. sędziom TK. Decyzja była przyjęta z zadowoleniem przez kościół i prawicowych działaczy. I jednocześnie wywołała oburzenie i masowe protesty, szczególnie kobiet. Przypomina to spory z lat 90-tych, które niestety nic nas nie nauczyły – a młodsze pokolenie może ich nie pamiętać.
Kościół zapominał, że człowiek powinien wzrastać w wolności, do której jest powołany przez Boga. Religia nie może być związana z prawem i świecką władzą, bo władza degeneruje jej przedstawicieli i wypacza przesłanie religii. Żadne prawo nie może rozstrzygać moralnych dylematów, które każdy z nas musi sam rozwiązać. Rozdział państwa i Kościoła jest potrzebny przede wszystkim ludziom Kościoła, choć trudno im to przyznać.
Głos ks. Józefa Tischnera był niestety pomijany na początku budowania się demokracji w Polsce. Kto dziś potrafi tak celnie zdiagnozować rzeczywistość i wskazać na niebezpieczeństwo politycznego wykorzystywania religii i Kościoła? Może trzeba wrócić do lektury choćby „W krainie schorowanej wyobraźni” tego wybitnego filozofa. Dosadny chwilami i krytyczny język księdza Tischnera przydałby się jego byłym słuchaczom, a dziś czasem prominentnym politykom prawicy…
W eseju Tischnera z lat dziewięćdziesiątych „Polityka i religia” czytamy:
„Podziały polityczne, jakim podlega społeczeństwo, przerzucają się na religię i stają się podziałami religijnymi. Religa stała się „ideologią dążenia do władzy”. Wciąż krąży nad nami nie rozstrzygnięte do końca pytanie: jak ocalić religię przed codzienną agresją polityki? Albo inaczej: jak być „solą ziemi” i nie rozpłynąć się w tej ziemi?”.
W innym artykule księdza Józefa „Wiara i myślenie” znajdziemy:
"... dla jednego wiara jest wyrazem potrzeby poddania, dla drugiego wyrazem pragnienia wolności. Inna wiara, inna wolność, inny człowiek.”
... Budując demokrację, trzeba mieć jasność w sprawie prawdy demokracji. A prawdą demokracji jest obowiązujące w niej prawo. Demokracja jest państwem prawa. Jakiego prawa?
Takiego, które jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli, niezależnie od tego, co poza tym uważają za swoją prawdę absolutną. Można powiedzieć:
"prawdą demokracji jest wyzwolenie człowieka z krwawych wojen o prawdę."
Czy to co się dzieje świadczy, że nadal nie potrafimy być odpowiedzialnymi wierzącymi lub niewierzącymi obywatelami?
Państwo powinno być miejscem, w którym buduje się kompromis w duchu dialogu i wzajemnego szacunku. Takie działanie to chyba dziś największy patriotyzm, którego potrzebuje nasz kraj. Pytanie czy jesteśmy gotowi budować państwo mogące być domem dla ludzi różnych przekonań, wyznań, światopoglądów? Zasypywanie przepaści między zwaśnionymi plemionami tego samego narodu jest niestety strasznie trudnym wyzwaniem naszych czasów.
Pozostaje mieć nadzieję, że przyszłe pokolenia nie określą naszych czasów jako wstęp do "dark times" - czyli kolejne stracone szanse przez zmutowane wcielenie sarmackiego warcholstwa.
Kończąc spytajmy św. Augustyna może będzie dla niektórych większym autorytetem, pytał on:
"Czy to miłość sprawia, że przestrzegamy przykazań, czy też raczej ich przestrzeganie rodzi miłość?" I odpowiada:
"Któż może mieć wątpliwości, że to miłość poprzedza zachowywanie przykazań? Kto bowiem nie miłuje, pozbawiony jest motywacji dla ich przestrzegania."
J.A.