‒ Ja nie chcę ich słyszeć. – Powtarzam cichym głosem.
Kiedy dzwonek przestaje dzwonić, chwytam telefon w rękę. Moim oczom ukazuje się powiadomienie o nieodebranej wiadomości. Otwieram ją jednym dotknięciem palca.
Oktawia:
Tak bardzo mi przykro…
Jeśli tylko będziesz chciał
porozmawiać, pamiętaj, że
możesz na mnie liczyć. Nie
potrafię sobie wyobrazić
jak możesz się teraz czuć,
ale chcę żebyś wiedział…
nie jesteś sam. Pamiętaj
o tym.
12:34
‒ Nie jesteś sam… ‒ powtarzam zdanie napisane przez poruszoną Oktawię. – Nie jesteś sam…
Chwilę później opuściłem kuchnię.
Stoję teraz w salonie nad niebieskim, plastikowym stolikiem. Słyszę odgłosy puszczonej przeze mnie bajki. Emil tak bardzo ją uwielbia. Spoglądam na wciąż pełny dzbanek oranżady, czy papierowy talerzyk, na którym wciąż leży kawałek nienaruszonego przez mojego brata ciasta.
– Nic nie zjadłeś, Emil.
Nie słyszę żadnej odpowiedzi.
– Dziś są twoje urodziny… mówiłem, że możemy sobie pozwolić na odrobinę niezdrowego jedzenia. ‒ Uśmiecham się, schylając się ku niedokończonej układance, znajdującej się wciąż na jasnobrązowych panelach podłogowych. – Zobacz. ‒ Wyciągam dłoń ku górze, trzymając między palcami ostatni element puzzli. – Znalazłem. ‒ Śmieję się, doczepiając ostatni element układanki, który tworzy pełen obraz zakupionego przeze mnie zestawu. ‒ Podoba się bajka? – Zadaję pytanie, wstając na proste nogi.
Widzę włączony telewizor, stojący na dębowym kredensie, wysokie ciemnobrązowe regały, wyłożone licznymi książkami, podłużną lampę z kremowo-czerwonym kloszem, ulokowaną w kącie salonu, czy śnieżnobiałe ściany, na których zawieszone są obrazy przedstawiające nadmorskie pejzaże, czy zdjęcia ślubne naszych rodziców. Jest też pluszowy dywan o jednolitym jasnobeżowym kolorze, gdzie zawsze siedział mój młodszy braciszek, oglądający swoje ulubione bajki. Teraz w tym miejscu siedzi tylko jeden pluszowy miś o karykaturalnym wyglądzie. Widzę niedawno zbudowany statek kosmiczny, leżący pod moimi nogami.
Ten okrutny obraz rzeczywistości, składający się z tysięcy, setek tysięcy, czy nawet milionów elementów, jest zbyt okrutny bym mógł na niego patrzeć.
‒ Emil?
Nie słyszę nic poza dźwiękami włączonej na telewizorze bajki.
‒ Emil? Chcesz pobawić się w chowanego? – Pytam, ocierając łzę spływającą mi po policzku. ‒ Rodzice nie długo przyjadą, wiesz?
To tak kurewsko niesprawiedliwe… to cios dla każdego z nas… oni nie powinni byli…
– Nie… – odpowiadam, słysząc głos w mojej głowie.
Podchodzę do ściany, na której wisi zdjęcie ślubne moich rodziców. Mama jest w śnieżnobiałej, długiej suknie, a tata w eleganckim czarnym garniturze. Kolejno uroniona łza, skapuje z mego policzka, rozbryzgując się na podłodze.
– On wcale tak nie powiedział. ‒ Wyszeptuję, odchodząc od ściany.
Czasami brakuje tylko tego jednego elementu, by wszystko zrozumieć.
Podchodzę do wyłożonego na podłodze obrazka składającego się ze stu dwudziestu czterech elementów, przedstawiającego bajkowego króla dżungli, górującego nad pozostałymi zwierzętami. Padam na kolana, wyciągając rękę w stronę dziecięcej układanki, a następnie wyciągam element, który jeszcze minutę temu posiadałem w swojej dłoni. Przypatruję się uważnie uśmiechniętej głowie lwa, po czym chowam tę część z powrotem do kieszeni swoich niebieskich dżinsów.
– I co?
Podnoszę głowę słysząc te krótkie pytanie.
– Nie znalazłeś ostatniego kawałka? ‒ Pyta chłopiec o krótkich, jasnych włosach, przyglądający mi się z pewnego rodzaju rozbawieniem.
Parskam śmiechem widząc mojego kochanego brata, siedzącego na jasnobeżowym dywanie, tuż przy boku pluszowego misia w zabawnej, zielonej bluzie. Błyskawicznie przecieram oczy, czy aby to co widzę nie jest tylko głębokim snem, z którego nigdy nie chciałbym się przebudzić.
– Pobawimy się w chowanego? ‒ Pyta tym swoim rozradowanym jak zwykle głosem.
– Tak… oczywiście, że tak. ‒ Odpowiadam natychmiast. – Kto szuka?
‒ Ty! – Wykrzykuje, podnosząc się z podłogi. ‒ Zamknij oczy… tylko nie oszukuj!
Zasłaniam dłońmi swoje wciąż mokre oczy.
To był śmiech przez łzy, a świadomość stała się mym katem, lecz dzisiaj już wiem, że oddałbym wszystko za dzień spędzony z moim bratem.
Autor: Alan Aleksander