E-opowiadania

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

‒ Słuchaj młody. ‒ Mówię ostrożnie schodząc po cienkich szczebelkach drabiny. – Mieszkamy w starej kamienicy… tu wszystko niesie się jak diabli. Pamiętasz jak parę tygodni temu słyszeliśmy te… no jak to nazwałeś dziwne stuknięcia zza ścian? I co się okazało? Sąsiad przybijał obrazki. Po prostu. – Schodzę z ostatniego szczebelka drabiny, stojąc już ramię w ramię z moim młodszym bratem. ‒ Rozumiesz?
Emil kiwa twierdząco głową, wciąż mając podniesiony wzrok ku górze.
‒ Zamykamy. – Oznajmiam, podnosząc z podłogi podłużny, srebrny pręt.
Wybiła godzina druga. Do powrotu rodziców pozostało jeszcze trochę czasu. Kończą o piątej. Rozmowa z Oktawią wciąż nie daje mi spokoju. Odniosłem dziwne wrażenie, że dziewczyna z którą byłem ponad półtora roku chciała mi jeszcze coś powiedzieć.
‒ Zbyłem ją. – Myślę.
Nie myliłem się, lecz jeszcze jedna rzecz chodziła mi po głowie. Dlaczego Oktawia chciała się jak najszybciej zemną spotkać. Odtwarzałem w myślach tę rozmowę, przyglądając się jak mój młodszy brat dosyć sprawnie jak na pięciolatka, składa elementy kolorowych puzzli.
‒ Dobrze? – Emil przesuwa po jasnych panelach podłogowych kawałek ułożonego obrazka.
‒ Jasne. – Odpowiadam, myślami będąc zupełnie gdzie indziej.
‒ Ale resztę musisz mi trochę pomóc…
– Nie ma sprawy… – siadam po turecku. ‒ No to co my tu mamy…
Kiedy ułożyliśmy już sto dwadzieścia trzy elementy puzzli, przedstawiających obraz bajkowego lwa, dumnie stojącego na skale nad wszystkimi zwierzętami dżungli, spostrzegliśmy że brakuje nam już tylko jednego elementu, który najprawdopodobniej musiał się nam zgubić.
– No gdzie on jest? ‒ Pyta, rozglądając się po pokoju, mój młodszy brat.
– Hmmm… nie widzę… nie widzę… – podnoszę kartonowe pudełko po puzzlach. ‒ No gdzie on się zapodział, no?
Nagle rozbrzmiewa się dzwonek telefonu. Wstaję z podłogi, po czym podchodzę do dębowego stołu, na którym stoi moja świecąca się komórka.
‒ No nigdzie go nie widzę – Mówi, rozglądając się po pokoju.
‒ Znajdziemy. – Zapewniam, odwracając głowę w stronę klęczącego na podłodze Emila. – No widzisz… jeden element, bez którego nie możliwym jest stworzenie pełnego obrazu, co? ‒ Chwytam telefon w dłoń. – Takie niestety jest życie… czasem brakuje tylko jednego, malutkiego elementu, by wszystko zrozumieć. ‒ Przenoszę wzrok na wyświetlacz telefonu.
– Rodzice?
‒ Nie… wujek. – Odrzekam zdziwiony.
‒ To ja idę coś zjeść. ‒ Emil wstaje z podłogi, przyglądając się jeszcze prostokątnemu obrazkowi, leżącemu na podłodze. Następnie podchodzi do niebieskiego stolika, na którym stoi równo pokrojone ciasto, cztery czekoladowe jajka-niespodzianki i ten zabawny miś w zielonej bluzie. – Chyba zjem wszystko! ‒ Śmieje się, zasiadając do stolika.
– Byle cię brzuch nie rozbolał. ‒ Odbieram połączenie, wychodząc na korytarz. ‒ No hej.
Nikt się jednak nie odzywa.
– Halo? Jest tam kto?
– W końcu odebrałeś… ‒ wzdycha trzydziestoletni mężczyzna.
– Dzwoniłeś wcześniej? ‒ Pytam zdziwiony, przełączając rozmowę na tryb głośnomówiący, po czym sprawdzam w rejestrze połączeń, czy aby na pewno mój starszy ode mnie o zaledwie jedenaście lat wujek, próbował się wcześniej zemną skontaktować.
– Nie raz, ale to nie istotne… ‒ po rozpaczliwym tonie jego głosu, zaczynam się niepokoić.
– Czy coś się stało?
‒ Boże… – łka wypowiadając te słowo jeszcze kilka razy z rzędu.
‒ Co się stało?
W czasie trwania tej rozmowy, sprawdzając dokładnie rejestr rozmów, spostrzegam, że mój wujek próbował się wczoraj do mnie dodzwonić dokładnie dwanaście razy. Kolejne siedem połączeń pochodziło z samego rana… dnia dzisiejszego.
– O co chodzi? – Ponawiam pytaniem coraz to bardziej zaniepokojony tonem głosu.
‒ Maks…‒ wypowiada moje imię, rozpłakując się przy tym jak dziecko. – Tak… tak bardzo mi przykro… ten wypadek nigdy nie powinien się zdarzyć…
Czuję narastający ścisk w żołądku. Nie jestem w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.
– Tak bardzo mi przykro… ‒ nie przestaje płakać trzydziestoletni brat mojej mamy. – Oni nie powinni byli…
Nagle słyszę skrzypiący dźwięk dochodzący z korytarza. Dłoń zaczyna mi drżeć coraz bardziej.
– Maks… jesteś tam jeszcze?
‒ Tak. – Odpowiadam spokojnym, lecz nieobecnym głosem.
Po specyficznym i straszliwie nieprzyjemnym dla ucha skrzypieniu, słyszę donośny odgłos uderzającej o podłogę drewnianej drabiny. Przełykam ślinę nie ruszając się z miejsca. Momentalnie moje dłonie stają się zimne jak lód.
‒ To straszne… tak kurewsko niesprawiedliwe… gdyby ten pieprzony morderca nie wsiadł pijany do swojego przeklętego tira… oni by żyli… – przerywa na chwilę.
– Ale…
– Żadne słowa nie są w tej sytuacji odpowiednie… ‒ wtrąca – to cios dla każdego z nas. Pamiętaj jednak, że… zawsze możesz na mnie liczyć, Maks…
Wkładam drżącą dłoń do kieszeni swoich niebieskich dżinsów.
‒ Tylko jeden element. ‒ Myślę, wyciągając z kieszeni niewielki kawałek układanki. Obracam go w palcach, przypatrując się części ukazujący głowę bajkowego lwa.
– Muszę kończyć. ‒ Przerywam niezręczną ciszę, po czym momentalnie się rozłączam.
Opieram się o kuchenny blat, stukając rytmicznie o niego palcami.
Czasem brakuje tylko jednego, malutkiego elementu, by wszystko zrozumieć.
‒ Nie mogłem zrozumieć co mówią… ale coś mówiły. – Powiedział Emil.
‒ Ja nie chce ich słyszeć. – Wyszeptuję.
Ponownie rozbrzmiewa się dzwonek mojego telefonu.