Wróć do strony głównej serii →

Rozdział 3

"Genialny gbur". Uśmiechnęłam się do ekranu telefonu. To było idealne określenie na Michała. Zwięzłe i brutalnie szczere. A to oznaczało, że Nieznajomy musiał go znać. Musiał być na tym spotkaniu. Serce zabiło mi szybciej. To musiał być Adam. Kto inny mógłby z taką swobodą i lekką ironią pisać o "geniuszu" swojego kółka? To by pasowało. Przyjazny, czarujący przewodniczący, który po cichu wspiera nową, onieśmieloną dziewczynę.

> Ja: Przeżyłam. Ledwo. Ma talent, ale chyba wolałby, żeby nikt nie oglądał jego prac.

> Nieznajomy: Coś w tym jest. Ale nie przejmuj się nim. Pokaż mi swoje zdjęcia.

Zawahałam się. Moje zdjęcia były... moje. Osobiste. Pokazywały świat tak, jak ja go widziałam – w detalach, fakturach, grze światła na zapomnianych przedmiotach. Rzadko fotografowałam ludzi. Byli zbyt skomplikowani. Ale rozmowa z nim była tak łatwa. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa, jakiego nie czułam z nikim innym.

Wybrałam trzy zdjęcia: zbliżenie na spękaną farbę na starej ławce, kroplę deszczu na pajęczynie i cień liścia na rozgrzanym betonie. Wysłałam je, wstrzymując oddech.

> Nieznajomy: Wiedziałem. Masz oko. To pierwsze jest niesamowite. Wygląda jak mapa nieznanego lądu.

Jego słowa były jak balsam. Michał skrytykowałby kompozycję, ostrość, cokolwiek. A on zobaczył to, co ja chciałam pokazać. Mapę nieznanego lądu. Dokładnie tak.

Nasze rozmowy stały się moim wieczornym rytuałem. Czekałam na nie. Dzięki niemu szkoła stała się trochę mniej przerażająca. Miałam sekret. Miałam sojusznika. Nawet jeśli nie wiedziałam, kim jest, czułam jego obecność. To dodawało mi odwagi.

Następnego dnia na korytarzu zobaczyłam Adama. Szedł w moją stronę i uśmiechnął się szeroko.
– Cześć, Maja! Mam nadzieję, że Michał cię wczoraj nie wystraszył. On tak ma, ale to w porządku gość, naprawdę.
– Nie, spoko – odparłam, czując, jak policzki mi płoną. To było to. To samo pobłażliwe, przyjacielskie podejście co w wiadomościach. To musiał być on.
– Super. Bo wiesz, szukamy nowych spojrzeń w klubie. Twoje uwagi były bardzo trafne – dodał i puścił do mnie oko, zanim zniknął w tłumie.
Stałam jak sparaliżowana. Puścił do mnie oko. Adam. Przewodniczący kółka. Mój Nieznajomy.

Byłam tak podekscytowana, że na przerwie wyjęłam aparat. Chciałam coś sfotografować. Coś, co mogłabym mu wieczorem wysłać. Zauważyłam kałużę, w której odbijało się niebo i fragmenty budynku. Kucnęłam, próbując znaleźć idealny kadr.
– Znowu artystyczne rozterki?
Podskoczyłam. Nade mną stał Michał. Patrzył na mnie z tą swoją irytującą, wyższościową miną.
– Próbuję zrobić zdjęcie – mruknęłam.
– Widzę. Jeśli chcesz sfotografować brudną wodę, to przynajmniej znajdź ciekawy kadr. Ten jest banalny. Każdy robi takie zdjęcia.
Po czym po prostu odszedł, zostawiając mnie z poczuciem upokorzenia i złości. Kim on był, żeby tak mnie oceniać? Zepsuł mi całą przyjemność.

Wieczorem byłam gotowa wylać całą swoją frustrację w wiadomości do Nieznajomego, ale zanim zdążyłam, on napisał pierwszy.

> Nieznajomy: Widziałaś ogłoszenie o konkursie?

Faktycznie, na tablicy ogłoszeń wisiał plakat. Konkurs fotograficzny. Temat: "Ukryte Piękno".

> Ja: Widziałam. Śmieszne.

> Nieznajomy: Dlaczego śmieszne?

> Ja: Nie mam szans. Tam będą prace Michała i innych. Ja się nie nadaję.

> Nieznajomy: Bzdura. Masz niesamowite oko do detali. Widzisz piękno tam, gdzie inni go nie dostrzegają. To jest twoja definicja 'ukrytego piękna'.

Jego słowa uderzyły mnie mocniej, niż się spodziewałam. On naprawdę we mnie wierzył.

> Nieznajomy: Musisz wziąć udział.

> Ja: Nie wiem...

Czułam ten znajomy lęk. Strach przed porażką. Przed oceną.

> Nieznajomy: Zrób to. A ja obiecuję, że jeśli wygrasz... zaproszę cię na kawę. I powiem ci, kim jestem.

Czytaj dalej