Wróć do strony głównej serii →
Rozdział 5
Rzuciłam telefon na drugi koniec pokoju. Uderzył o ścianę i zsunął się na dywan. Nie obchodziło mnie to. Chciałam, żeby zniknął. Żeby on zniknął. Skuliłam się na łóżku, obejmując kolana. Czułam się pusta. Jakby ktoś wyssał ze mnie wszystkie emocje i zostawił tylko pulsujący ból.
Telefon nie przestawał wibrować. Bzyczał natrętnie, jak komar, którego nie da się zabić. Nie musiałam patrzeć, żeby wiedzieć, co tam jest. "Co?", "Jaka gra?", "Maja, o co chodzi?". Ignorowałam to. Każde kolejne powiadomienie było jak kolec wbijany w świeżą ranę.
Czas płynął. Minęła szesnasta, ostateczny termin składania prac. Nie ruszyłam się z miejsca. Konkurs, obietnica, kawa – wszystko to należało do innego życia. Do życia naiwnej dziewczyny, która wierzyła w bajki.
Wieczorem, gdy w pokoju panował już mrok, dostałam powiadomienie na laptopie. Oficjalna aplikacja szkolna. "Opublikowano galerię konkursową! Zobaczcie prace naszych utalentowanych fotografów!". Parsknęłam. Utalentowani fotografowie i Oliwia. Czysta ciekawość, ta sama, która kazała mi odpisać na pierwszą wiadomość, zwyciężyła. Otworzyłam link, gotowa na kolejną dawkę bólu.
Przewijałam listę zdjęć bez emocji. Zachód słońca. Kot. Czarno-biały korytarz. Zdjęcie Adama – poprawne technicznie, ale nudne ujęcie budynku szkoły. Praca Oliwii – idealnie wyretuszowany selfie-portret pod tytułem "Prawdziwe Piękno". Prychnęłam. To było tak próżne, że aż śmieszne.
I wtedy zobaczyłam następne zdjęcie. I cały świat się zatrzymał.
To byłam ja.
Zdjęcie przedstawiało dziewczynę klęczącą na podłodze w szkolnym korytarzu. Z plamą kawy u stóp. Ale to nie było zdjęcie upokorzenia. Dziewczyna unosiła głowę, a w jej oczach, zamiast strachu, malowała się cicha, harda determinacja. Światło z okna padało na jej włosy, tworząc wokół głowy aureolę. Była w niej siła, której nigdy w sobie nie widziałam. To było najlepsze, najbardziej poruszające zdjęcie w całej galerii.
Spojrzałam na podpis. Autor: Michał Lis.
A potem na tytuł. Jedno słowo.
"Początek".
I nagle wszystko ułożyło się w jedną, idealną całość. Jak ostre zdjęcie wyłaniające się w ciemni. "Fotografia to nie pamiętnik, żeby zapisywać w niej uczucia. To zapisywanie światła". Jego słowa. Jego krytyka, która nie była złośliwością, tylko próbą popchnięcia mnie do przodu. Jego obecność na kółku. Komentarz "genialny gbur" – pisał o sobie. On jeden widział we mnie coś więcej niż ofiarę. Widział siłę. Od samego początku.
Zsunęłam się z łóżka i podeszłam do leżącego na podłodze telefonu. Ekran był pęknięty w rogu. Podniosłam go. Była tam nowa wiadomość. Ale nadawca nie był już "Nieznajomym". Dzięki szkolnej bazie danych, numer automatycznie przypisał się do kontaktu.
Michał Lis.
Otworzyłam ostatnią wiadomość, którą wysłał, gdy ja pogrążałam się w rozpaczy.
> Michał Lis: Zawsze chodziło o ciebie, Maja. Nie o konkurs. Proszę, spotkajmy się.
Łzy znów napłynęły mi do oczu. Ale tym razem nie były gorzkie. Spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie na ekranie laptopa. Na tę silną, nieznajomą dziewczynę. Na "Początek".
Uśmiechnęłam się, po raz pierwszy od wielu godzin. Prawdziwie. Z pękniętego ekranu telefonu biła nadzieja.
Wystukałam krótką odpowiedź.
> Ja: Kawa?
Odpowiedź przyszła natychmiast. Jedno słowo, które było obietnicą czegoś nowego. Prawdziwego.
> Michał Lis: Kawa.
Koniec