Zastanowiłam się chwilę.
Po chwili ponownie pokręciłam głową.
– A kupisz sobie sama? – spytał podejrzliwie. Czy on naprawdę tak bardzo się mną przejmuje?
Nie. Nie mam pieniędzy.
Spojrzałam na swoje stopy.
Mężczyzna westchnął.
– Więc je przyjmij. W środku jest rozpiska, kiedy co masz brać – dodał i położył reklamówkę z lekami na ławie.
Pół godziny później byłam w samochodzie Sebastiana. Protestowałam, ale postanowił odwieźć mnie do domu. Nie chciałam, żeby Igor zobaczył, że wróciłam autem. Mógłby pomyśleć, że mam sponsora i właśnie tam spędziłam noc, a tak mam alibi – pracę.
Po drodze nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Zastanawiałam się, czy mężczyzna jest zły moim odmawianiem przyjęcia leków. No, ale jak to możliwe, że facet, który zna mnie od wczoraj, kupił za swoje pieniądze leki?
A jednak. Kupił.
Wczoraj uratował mnie przed gwałtem, zbadał, mogłam się przespać w ciepłym pokoju, dzisiaj zrobił przepyszne śniadanie i kupił mi leki...
Kiedy dojeżdżaliśmy, powiedziałam Sebastianowi, aby zaparkował pod drzewem. Tak zrobił. Kiedy miałam otwierać drzwi, na chwilę się zawiesiłam. Spojrzałam na mężczyznę.
– Dziękuję, za wszystko co dla mnie zrobiłeś – zaczęłam. – Czy mogłabym ci się jakoś odwdzięczyć? – spytałam niepewnie. Chcę mieć czyste sumienie.
Sebastian z początku był zdziwiony, ale po chwili uniósł lekko kąciki ust.
– Tak – odpowiedział stanowczo, a ja poczułam strach. – Dbaj o siebie – powiedział, a ja wypuściłam powietrze z ust, co nie uszło uwadze chłopakowi.
Pomachałam uśmiechnięta ręką i wyszłam.
– Jeszcze raz dziękuję. – Zamknęłam drzwi od samochodu i skierowałam się do swojego mieszkania.
Miałam nadzieję, że Igor jeszcze śpi.
~♥~♥~♥~
Siedzę na kanapie u rodziców w pokoju i zastanawiam się po co mnie do siebie zaprosili. Czyżby znowu coś wymyślili? Może chcą mi przedstawić nową kandydatkę? Albo dali już sobie spokój ze swataniem mnie – to by mnie bardzo ucieszyło.
– Posłuchaj, Sebastianie – zaczął mój ojciec. – Stale odrzucasz nasze kandydatki, nie wiem czemu, bo kilka z nich byłoby idealnymi żonami. – Zrobił pauzę. – Damy ci wolną rękę.
Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem.
Czy to możliwe, żeby przestali na mnie naciskać w kwestii małżeństwa?
Nie mogłem ukryć swojego uśmiechu.
– Nie, kochanie – powiedziała delikatnie mama. – Chyba źle zrozumiałeś ojca. Ty możesz sobie wybrać narzeczoną, ale... na święta masz nam ją przedstawić.
Wyplułem kawę, którą właśnie piłem.
Oni chyba zwariowali!
– Mam w miesiąc poznać jakąś dziewczynę, pokochać ją i się jej oświadczyć?! – spytałem niedowierzająco, z lekko przymrużonymi oczami.
Przecież to absurd!
– Masz czas do Wigilii. Podczas kolacji chcemy poznać twoją wybrankę. Koniec rozmowy – powiedział ojciec. Wstał i podszedł do barku z alkoholem.
Natychmiast wstałem. Zabierając swoją kurtkę, wyszedłem trzaskając drzwiami.
Oni chcą ode mnie niemożliwego!