Czytałam wasze opowiadania i stwierdziłam, że też opiszę wam moją historię o prawdziwej miłości, która mam nadzieję będzie trwała wiecznie.
A więc znałam go od 3 lat. Zawsze było tylko ‘cześć’, ewentualnie wymieniliśmy się informacjami co było na sprawdzianie, bo chodził do równorzędnej klasy. Niestety, ze zwykłego kolegi stał się kimś więcej.
Na początku zaczął mi się tylko podobać, wspólne zajęcia pozalekcyjne… Nasilało się uczucie, którego nie chciałam… Kilka miesięcy zawalonych. W głowie miałam tylko to silne uczucie, jego i brak pomysłu co dalej. Koniec roku, poprawki, a w głowie tylko jedna myśl. Próbowałam zapomnieć, nie raz. Niestety, nic nie wyszło, co dało się przewidzieć. Nie wiedziałam co robić, był to chłopak, który nie wzbudzał mojego dużego zaufania, często wychodził na imprezy, nie pasowałam do niego. Wiedziałam, że w życiu nam nic nie wyjdzie.
Miałem w życiu tylko jednego prawdziwego przyjaciela- Krzysia.
Poznałem go w wieku przedszkolnym na podwórku.
Byliśmy nierozłączni, razem chodziliśmy po drzewach gzymsach i dachach, jadłem u niego obiady on u mnie. Jego rodzice traktowali mnie jak syna a siostra jak brata i vice versa.
W wieku kilkunastu lat ustaliliśmy między sobą tak dla zabawy hasło, o którym nikt nie wiedział, żaden z naszych kumpli. Taki punkt rozpoznawczy -jakby ktoś spróbował się pod któregoś z nas podszyć. To była nasza identyfikacja. Znakiem rozpoznawczym był gest, który kojarzył się z pewnym tylko nam znanym niecodziennym, więc trudnym do zapomnienia wydarzeniem. Razem chodziliśmy na dziewczyny, na balety, podobnie się ubieraliśmy, podobnie myśleliśmy. Byliśmy dla siebie przewidywalni, lojalni.
Umieliśmy słuchać siebie nawzajem. Odwiedzaliśmy siebie w wojsku na przepustkach. Razem umawialiśmy się na spacery z dziewczynami. Potem z żonami. Wiedziałem o nim wszystko. Nawet to, że się niechcący zakochał, choć był przecież żonaty. Wiem, że walczył z tym jak potrafił, ale nie wiem, z jakim skutkiem, bo niedługo potem został zamordowany.
Życie jest piękne, ale nie zawsze jest różowe a czasami z kolcami. Ja dwa lata swej młodości poświeciłem służbie w wojsku, ażeby dzieci mówiły po polsku, był to okres dosyć burzliwy dla Polski wprowadzenie stanu wojennego i niepewność co przyniesie przyszłość, ale trzeba było przez to przejść z podniesioną głową. Po jakimś czasie poznałem jedną dziewczynę, myślałem że ten pech mam już za sobą, ale to dopiero początek moich problemów.
Każdy z nas chyba gna do dorosłości, jednakże ja pragnęłam jej dużo bardziej niż ktokolwiek. Otóż moi rodzice są dobrze sytuowani, co w dużym stopniu wpłynęło na to jak mnie wychowali, a przede wszystkim na to jak wysoko postawili mi poprzeczkę, co do życiowych osiągnięć. Już od dziecka wymagano ode mnie bym uczęszczała na przeróżne zajęcia dodatkowe, obozy kształcące oraz inne tego typu rzeczy. Obowiązków było dużo, a czasu niestety bardzo mało, przez co nigdy nie miałam go zbyt wiele dla siebie. Każda godzina mojego życia była z góry na coś przeznaczona i byłam z niej skrupulatnie rozliczana.
Myślę, że jedynym z powodów ich nadgorliwości był mój o 4 lata starszy brat Rafał. Otóż już od najmłodszych lat wszczynał on bunt przeciw rygorystycznemu wychowaniu rodziców. Awantury, których był powodem stały się w naszym domu porządkiem dziennym. Tym więcej ograniczeń mu narzucano, tym więcej było w nim motywacji by pokazać rodzicom jak bardzo one go nie dotyczą. Podziwiałam jego odwagę, wiarę w swoje przekonania i wytrwałość. Podziwiałam i podziwiam do dnia dzisiejszego. Zresztą, od kiedy tylko pamiętam znajdowałam w jego osobie wsparcie i zrozumienie. Wypowiadał słowa, których ja bałam się wypowiedzieć, walczył o moje dobra w czasie, kiedy ja byłam zbyt słaba by walczyć. Był moim ideałem i wzorem do naśladowania.
Dzień zaczął się jak każdy inny. Wstałam rano, ubrałam się w coś na szybko i wyszłam do szkoły. Jedyną rzeczą jaka miała się zmienić w moim nudnym życiu, to to że miałam mieć nowych sąsiadów. I kiedy szłam chodnikiem w stronę szkoły, zobaczyłam go. Wyszedł z domu, w którym mieszkali nowi sąsiedzi. Był wysoki i dobrze zbudowany. O jasnych oczach. Ubrany był w poszarpane dżinsy i niebieską koszule w kratkę. Kiedy go zobaczyłam serce zabiło mi mocniej. Chłopak uśmiechnął się do mnie i poszedł drugą stroną chodnika. Następnego dnia, wstałam trochę wcześniej. Wzięłam prysznic, pomalowałam, dokładnie uczesałam i wybrałam najlepsze ciuchy. I wyszłam. Szłam powoli aby znów go spotkać. I rzeczywiście wychodził on z domu. Podeszłam nieśmiało, ale zbyt mocno wbiłam wzrok w swoje buty i nie zauważyłam że odległość między nami radykalnie się zmniejszyła. I wpadłam prosto na niego. Kilka książek wypadło mi z rąk. I wtedy to się stało. Oboje schyliliśmy się aby pozbierać książki, a wtedy on przez przypadek złapał mnie za rękę. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.