
Halloween jako święto już na stałe wpisało się do kalendarzy w wielu krajach na świecie. Przykładowo w Stanach Zjednoczonych wydrążona i podświetlona dynia oraz wampiry, duchy i wszelkiej maści demony cieszą się podobną popularnością co Święto Bożego Narodzenia czy Święto Dziękczynienia. Z kolei zwolennicy Kościoła katolickiego uważają „Święto Strachów” jako potencjalne zagrożenie dla 1 listopada, kiedy to obchodzona jest uroczystość Wszystkich Świętych.
Moje małe marzenie na dziś: odważyć się żyć
Sięgnąć po to, co do tej pory zdawało się dryfować w powietrzu, tuż poza zasięgiem wyciągniętych rąk. Zdecydować się w końcu powiększyć swój malutki świat - wyjść z domu, wyjechać z miasta, przekroczyć granice. Wyjść do ludzi: poznać kogoś nowego, uścisnąć mu rękę, wymienić opinię, pożartować. Wcielić w życie to, co przywykło się brać za banał: "Chwytaj dzień", "Żyj chwilą", "Doceniaj każdą sekundę". Nie zamykać się w ciasnych czterech ścianach bezpiecznych wyobrażeń i rutynowych działań. Uświadomić sobie, że "celebrowanie codziennych przyjemności" nie musi być jedyną czerpaną z życia radością, że codzienność można nasycić, rutynę odrzucić, a marzenia - realizować. Nie zazdrościć innym wspaniałego życia, niezwykłych wyczynów, widoków, realizowania celów, zdobywania doświadczeń, rozwijania umiejętności, odnajdywania pasji... Zamiast tego samemu zacząć przeżywać, czynić, patrzeć i dostrzegać, uczyć się, próbować, a jeśli się nie uda - próbować jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze, nie zważając na trudności, nie żaląc się, że jest trudniej niż wydawało się na początku.
Miałem w życiu tylko jednego prawdziwego przyjaciela- Krzysia.
Poznałem go w wieku przedszkolnym na podwórku.
Byliśmy nierozłączni, razem chodziliśmy po drzewach gzymsach i dachach, jadłem u niego obiady on u mnie. Jego rodzice traktowali mnie jak syna a siostra jak brata i vice versa.
W wieku kilkunastu lat ustaliliśmy między sobą tak dla zabawy hasło, o którym nikt nie wiedział, żaden z naszych kumpli. Taki punkt rozpoznawczy -jakby ktoś spróbował się pod któregoś z nas podszyć. To była nasza identyfikacja. Znakiem rozpoznawczym był gest, który kojarzył się z pewnym tylko nam znanym niecodziennym, więc trudnym do zapomnienia wydarzeniem. Razem chodziliśmy na dziewczyny, na balety, podobnie się ubieraliśmy, podobnie myśleliśmy. Byliśmy dla siebie przewidywalni, lojalni.
Umieliśmy słuchać siebie nawzajem. Odwiedzaliśmy siebie w wojsku na przepustkach. Razem umawialiśmy się na spacery z dziewczynami. Potem z żonami. Wiedziałem o nim wszystko. Nawet to, że się niechcący zakochał, choć był przecież żonaty. Wiem, że walczył z tym jak potrafił, ale nie wiem, z jakim skutkiem, bo niedługo potem został zamordowany.
Życie jest piękne, ale nie zawsze jest różowe a czasami z kolcami. Ja dwa lata swej młodości poświeciłem służbie w wojsku, ażeby dzieci mówiły po polsku, był to okres dosyć burzliwy dla Polski wprowadzenie stanu wojennego i niepewność co przyniesie przyszłość, ale trzeba było przez to przejść z podniesioną głową. Po jakimś czasie poznałem jedną dziewczynę, myślałem że ten pech mam już za sobą, ale to dopiero początek moich problemów.

Jak przetrwać święta bez miłości, to pytanie, które zadaję sobie od dwóch lat. Stało się i nadal nie mogę w to uwierzyć, ale to prawda. Mam za sobą nieudany związek i to związek formalny, a te – jak wiadomo - trudniej i boleśniej się rozwiązuje. Nie, nie było darcia szat ani publicznego prania brudów. Rozeszliśmy się kulturalnie i bez zbędnych ciosów. Ciosów nie było, ale i tak boli fakt, że się nie udało. Przez resztę roku – jak cię mogę, ale przed świętami boli bardziej.