Wróć do strony głównej serii →
Od tamtej pory Leon często kręcił się wokół Mai. Na przerwach niby przypadkiem wpadał na nią na korytarzu, a na plastyce zawsze zajmował miejsce obok. Maja, ku swojemu zaskoczeniu, zaczęła się do tego przyzwyczajać. I co więcej, zaczęła to lubić. Jego dowcipne komentarze, jego nonszalancki uśmiech, jego szczera ciekawość. Pewnego wieczoru, gdy Maja kończyła drobne poprawki do „Dziewczyny z Kosmosu”, usłyszała znajomy zgrzyt kółek. Zamarła, puszka z farbą zamarła w jej dłoni. To był Leon. Tym razem nie próbowała uciekać. Po prostu stała, z pędzlem w ręku i farbą na twarzy. Leon zeskoczył z deskorolki, podchodząc bliżej.
– Czyli to ty – powiedział, a w jego głosie nie było zaskoczenia, tylko… podziw. – Wiedziałem. Musiałem tylko znaleźć dowody. Plamka kobaltu na asfalcie to był dobry trop. Maja spuściła wzrok.
– Proszę, nikomu nie mów. To… to moja tajemnica.
– Czemu? Przecież to jest… genialne! – Leon spojrzał na mural, a potem na nią. – Masz niesamowity talent. Dlaczego to ukrywasz? Maja wzruszyła ramionami.
– Ludzie tego nie rozumieją. Myślą, że to wandalizm. Mój ojciec… on chce, żebym była „normalna”, skończyła politechnikę. A ja chcę tylko malować. Leon usiadł na krawężniku, podnosząc z ziemi porzuconą puszkę z farbą.
– Rozumiem – powiedział cicho. – Wiem, jak to jest. Maja spojrzała na niego, zaskoczona. Leon? „Król skateparku” z problemami?
– Ty też? – zapytała. Leon skinął głową. – Mój ojciec chce, żebym był profesjonalnym sportowcem. Zawsze naciskał na mnie, żebym był najlepszy w skateparku, żebym zdobywał puchary. A ja… – Zawahał się, a potem wyciągnął z plecaka mały, stary aparat analogowy.
– Ja kocham fotografować. Chciałbym robić zdjęcia, dokumentować miasto, ludzi. Ale on uważa, że to „niepoważne”. W jego oczach było coś, czego Maja nigdy wcześniej nie widziała – wrażliwość, strach, ale też głęboka pasja. Zrozumiała go. To nie był tylko popularny sportowiec, ale ktoś, kto również walczył o swoje marzenia. Od tamtej pory pasaż pod wiaduktem stał się ich wspólnym azylem. Maja malowała, Leon robił zdjęcia, dokumentując jej proces twórczy. Dzielili się marzeniami, obawami, nawet ulubionymi playlistami. Maja odkryła, że Leon miał niesamowite oko do detali i kompozycji, a jego czarno-białe zdjęcia miasta były równie poruszające co jej kolory. Pewnego wieczoru, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, malując niebo w odcieniach, które Maja próbowała uchwycić na murach, Leon położył dłoń na jej ramieniu.
– Jesteś niesamowita, Maja – powiedział, a jego głos był cichy, ale pełen szczerości. – Naprawdę. Maja odwróciła się, a jej serce przyspieszyło. W jego oczach widziała coś więcej niż tylko podziw dla jej sztuki. Widziała uczucie. I czuła, że to uczucie jest odwzajemnione.