Rozdział 2. Podróż do Wolnego Miasta Gdańska
Wróć do: Rozdział 1. Sierota i nowe życie
Otwieram oczy, ale nie widzę zakurzonego pokoju... Siedzę w furgonetce, a ta jedzie już z kilka godzin. Teraz gdy pomyślę o śmierci Anny i Daniela-moich rodziców, czuję się jakbym zbiła sławnego aktora. Cały świat patrzy się na mnie z wyrzutem, że zabiłam ich idola... Moje myśli przerywa zatrzymująca się furgonetka. Drzwi otwiera mi kierowca i mówi.
- Wyskakuj z wozu! JUŻ!
Wychodzę przestraszona, widzę że przed furgonetką trzech Rosjan. Wszyscy umięśnieni i uzbrojeni po uszy. Pierwszy mówi coś po Rosyjsku do pozostałych, a tamci tylko się śmieją. W końcu obrywam kijem w głowę i padam na ziemię. Rosjanie kopią mnie, ból przeszywa całe moje ciało, a krew zaczyna napływać mi do ust. Nędzni wojskowi wyżywają się na trzynastolatce, żałosne jakby nie mogli walczyć z kimś swojego pokroju. Nagle pada cios w plecy i tracę przytomność...
Budzi mnie wstrząs furgonetki, wypluwam krew z ust i patrzę przez okno. Widzę znak drogowy oznaczający że wjechałam na teren Gdańska. To miasto wyglądało gorzej, niż moje Wrocławskie osiedle. Wszędzie ruiny, ani jeden dom nie stał w całości. Niebo tu jest szare i smutne, a ludzie... Tutaj są ludzie, jacy kolwiek ludzie. Nie troje, nie czworo, ich jest całe stada! Niestety, oni są smutni i zniechęceni życiem. Nagle furgonetka się zatrzymuje, a ja zostaję wyciągnięta z niej siłą. Dwaj dość duzi Rosjanie przytrzymują mnie i ciągną do jedynego nie naruszonego budynku w mieście. Wnętrze jest tak samo zniszczone jak mój dawny dom. Rosjanie rzucają mnie na kanapę, a sami wychodzą z pokoju. Rozglądam się zdezorientowana. Widzę człowieka stojącego przy oknie.
Nie jest umięśniony, ani wielki jak Rosjanie. Wygląda bardziej jak Brytyjczyk. Jest chudy i wysoki, przez co trochę nie pasuje do otoczenia wielkich goryli. Ma owalną twarz, zaokrąglone uszy i duże błękitne oczy, które nie wyglądają jak oczy człowieka post apokaliptycznego. Wąskie usta, grube brwi i nos, którego nie da się opisać. Wysokie czoło poprzedzało zaczesane do tyłu brązowe włosy. Broda jest gładko ogolona, nie wiem jak można dbać o zarost w tych czasach. Mężczyzna jest ubrany w czarny garnitur i białą koszulę, a w ręce trzyma szklankę z alkoholem.
- Nie sądziłem, że cię kiedykolwiek spotkam - powiedział.
- A ja w ogóle nie wiedziałam, że cię spotkam - odpowiadam z ponurą miną.
- Oczywiście nawet mnie nie znasz... Peter Thomson generał armii Rosyjskiej, a ty jesteś Kasia Zwiecka?
- Tak, skąd mnie znasz? Nigdy cię nie widziałam.
- Ach tak, widzisz pewnego dnia, kiedy nie było ciebie w domu, znaleźliśmy twoich rodziców... Błagali nas o to by mogli żyć, lecz my daliśmy im trzy dni by zapłacili za mieszkanie i prawo do ziemi. Trzeciego dnia, kiedy jechaliśmy po nich, zauważyliśmy ciebie... Nie każde dziecko potrafi, zakładać pułapki, polować na króliki i z zimną krwią zabijać lisy.
- Co to ma do rzeczy?!
- Zostawiliśmy twoich rodziców w spokoju i daliśmy ci trzy lata na rozwinięcie umiejętności. Cztery dni temu do Daniela i Anny przyszli nasi posłannicy i powiedzieli im że masz zaszczyt uczyć się w Szkole Wojskowej Armii Rosyjskiej. Zgodzili się, ale kiedy dowiedzieliśmy się jaki mają plan musieliśmy się ich pozbyć.
- To wy ich zabiliście... - siedzę przed zabójcą moich rodziców, wściekła zaczynam krzyczeć. - Ty sukinsynu!
- Wiem, że przechodzisz trudny okres... Mi Rosja odebrała rodziców i młodszą siostrą, byłem tak samo wściekły jak ty, ale odpuściłem i teraz jestem jednym z ważniejszych osób w Rosji.
- Czyli jak ciebie zabiję to będę ścigana - mówiąc to przykładam mu maczetę do gardła.
- Głupia dziewczyno, ja mam długie lata ćwiczeń, a ty ledwie kilka marnych lat przy wiewiurkach i królikach - wytrąca mi maczetę z ręki, popycha mnie na kanapę, a sam pochyla się nade mną, przykładając mi broń do gardła.
- Tego też cię uczyli Rosjanie? - pytam, pewnie teraz wyglądamy jak byśmy się obściskiwali na łóżku.
- Tak, i wierz mi, to się bardziej przyda od pułapki na wiewiórki.
Nagle do pokoju wchodzi Rosjanin, zastając nas w tej niezręcznej pozycji.
- Panie Thomson, paczka przyjechała - mówi.
- Świetnie, zostaw ją w moim pokoju - odpowiada, po czym powoli przesuwa mi ostrze po twarzy, nie okaleczając jej. - Ja muszę załatwić parę spraw.
- Oczywiście, Sir - i wyszedł.
Peter wstaje ze mnie i podaje mi rękę. Podnoszę się przy jego pomocy i patrzę jak Peter wypełnia dwie szklanki alkoholem.
- Proszę - mówiąc to podaje mi szklankę. - Nie martw się, tutaj nawet pięciolatki piją.
- Dzięki - odpowiadam ponuro i biorę szklankę.
- Jak, chcesz możemy już zacząć naukę, ale musisz się zgodzić.
- Zgadzam się - mówię bez emocji i wypijam alkohol do dna.
- Cudownie, chodź oprowadzę cię po budynku szkoły.
Wychodzimy z budynku i idziemy w stronę innego, tylko że większego i połączonego ze stadionem. Po drodze widzę, że Peter jest wielką szychą, ponieważ większość przechodniów wita go, ale reszta ucieka w swoją stronę. Ta tak zwana reszta wiedziała, że człowieka o cudnych, błękitnych oczach stać na wszystko. Kiedy dotarliśmy do ośrodka, poczułam nie wymowną chęć spalenia, zmiażdżenia i zniszczenia tego miejsca. W środku było mnóstwo korytarzy i pokoi. Thomson omija kilka pokoi i wchodzi do wielkiej sali. Wewnątrz niej było wiele stanowisk treningowych: boks, łucznictwo, karate, polowanie, używanie broni palnej, itp.