E-opowiadania

Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Rozdział 2. Podróż do Wolnego Miasta Gdańska

Wróć do: Rozdział 1. Sierota i nowe życie

Otwieram oczy, ale nie widzę zakurzonego pokoju... Siedzę w furgonetce, a ta jedzie już z kilka godzin. Teraz gdy pomyślę o śmierci Anny i Daniela-moich rodziców, czuję się jakbym zbiła sławnego aktora. Cały świat patrzy się na mnie z wyrzutem, że zabiłam ich idola... Moje myśli przerywa zatrzymująca się furgonetka. Drzwi otwiera mi kierowca i mówi.

- Wyskakuj z wozu! JUŻ!

Wychodzę przestraszona, widzę że przed furgonetką trzech Rosjan. Wszyscy umięśnieni i uzbrojeni po uszy. Pierwszy mówi coś po Rosyjsku do pozostałych, a tamci tylko się śmieją. W końcu obrywam kijem w głowę i padam na ziemię. Rosjanie kopią mnie, ból przeszywa całe moje ciało, a krew zaczyna napływać mi do ust. Nędzni wojskowi wyżywają się na trzynastolatce, żałosne jakby nie mogli walczyć z kimś swojego pokroju. Nagle pada cios w plecy i tracę przytomność...

Budzi mnie wstrząs furgonetki, wypluwam krew z ust i patrzę przez okno. Widzę znak drogowy oznaczający że wjechałam na teren Gdańska. To miasto wyglądało gorzej, niż moje Wrocławskie osiedle. Wszędzie ruiny, ani jeden dom nie stał w całości. Niebo tu jest szare i smutne, a ludzie... Tutaj są ludzie, jacy kolwiek ludzie. Nie troje, nie czworo, ich jest całe stada! Niestety, oni są smutni i zniechęceni życiem. Nagle furgonetka się zatrzymuje, a ja zostaję wyciągnięta z niej siłą. Dwaj dość duzi Rosjanie przytrzymują mnie i ciągną do jedynego nie naruszonego budynku w mieście. Wnętrze jest tak samo zniszczone jak mój dawny dom. Rosjanie rzucają mnie na kanapę, a sami wychodzą z pokoju. Rozglądam się zdezorientowana. Widzę człowieka stojącego przy oknie.

Nie jest umięśniony, ani wielki jak Rosjanie. Wygląda bardziej jak Brytyjczyk. Jest chudy i wysoki, przez co trochę nie pasuje do otoczenia wielkich goryli. Ma owalną twarz, zaokrąglone uszy i duże błękitne oczy, które nie wyglądają jak oczy człowieka post apokaliptycznego. Wąskie usta, grube brwi i nos, którego nie da się opisać. Wysokie czoło poprzedzało zaczesane do tyłu brązowe włosy. Broda jest gładko ogolona, nie wiem jak można dbać o zarost w tych czasach. Mężczyzna jest ubrany w czarny garnitur i białą koszulę, a w ręce trzyma szklankę z alkoholem.

- Nie sądziłem, że cię kiedykolwiek spotkam - powiedział.

- A ja w ogóle nie wiedziałam, że cię spotkam - odpowiadam z ponurą miną.

- Oczywiście nawet mnie nie znasz... Peter Thomson generał armii Rosyjskiej, a ty jesteś Kasia Zwiecka?

- Tak, skąd mnie znasz? Nigdy cię nie widziałam.

- Ach tak, widzisz pewnego dnia, kiedy nie było ciebie w domu, znaleźliśmy twoich rodziców... Błagali nas o to by mogli żyć, lecz my daliśmy im trzy dni by zapłacili za mieszkanie i prawo do ziemi. Trzeciego dnia, kiedy jechaliśmy po nich, zauważyliśmy ciebie... Nie każde dziecko potrafi, zakładać pułapki, polować na króliki i z zimną krwią zabijać lisy.

- Co to ma do rzeczy?!

- Zostawiliśmy twoich rodziców w spokoju i daliśmy ci trzy lata na rozwinięcie umiejętności. Cztery dni temu do Daniela i Anny przyszli nasi posłannicy i powiedzieli im że masz zaszczyt uczyć się w Szkole Wojskowej Armii Rosyjskiej. Zgodzili się, ale kiedy dowiedzieliśmy się jaki mają plan musieliśmy się ich pozbyć.

- To wy ich zabiliście... - siedzę przed zabójcą moich rodziców, wściekła zaczynam krzyczeć. - Ty sukinsynu!

- Wiem, że przechodzisz trudny okres... Mi Rosja odebrała rodziców i młodszą siostrą, byłem tak samo wściekły jak ty, ale odpuściłem i teraz jestem jednym z ważniejszych osób w Rosji.

- Czyli jak ciebie zabiję to będę ścigana - mówiąc to przykładam mu maczetę do gardła.

- Głupia dziewczyno, ja mam długie lata ćwiczeń, a ty ledwie kilka marnych lat przy wiewiurkach i królikach - wytrąca mi maczetę z ręki, popycha mnie na kanapę, a sam pochyla się nade mną, przykładając mi broń do gardła.

- Tego też cię uczyli Rosjanie? - pytam, pewnie teraz wyglądamy jak byśmy się obściskiwali na łóżku.

- Tak, i wierz mi, to się bardziej przyda od pułapki na wiewiórki.

Nagle do pokoju wchodzi Rosjanin, zastając nas w tej niezręcznej pozycji.

- Panie Thomson, paczka przyjechała - mówi.

- Świetnie, zostaw ją w moim pokoju - odpowiada, po czym powoli przesuwa mi ostrze po twarzy, nie okaleczając jej. - Ja muszę załatwić parę spraw.

- Oczywiście, Sir - i wyszedł.

Peter wstaje ze mnie i podaje mi rękę. Podnoszę się przy jego pomocy i patrzę jak Peter wypełnia dwie szklanki alkoholem.

- Proszę - mówiąc to podaje mi szklankę. - Nie martw się, tutaj nawet pięciolatki piją.

- Dzięki - odpowiadam ponuro i biorę szklankę.

- Jak, chcesz możemy już zacząć naukę, ale musisz się zgodzić.

- Zgadzam się - mówię bez emocji i wypijam alkohol do dna.

- Cudownie, chodź oprowadzę cię po budynku szkoły.

Wychodzimy z budynku i idziemy w stronę innego, tylko że większego i połączonego ze stadionem. Po drodze widzę, że Peter jest wielką szychą, ponieważ większość przechodniów wita go, ale reszta ucieka w swoją stronę. Ta tak zwana reszta wiedziała, że człowieka o cudnych, błękitnych oczach stać na wszystko. Kiedy dotarliśmy do ośrodka, poczułam nie wymowną chęć spalenia, zmiażdżenia i zniszczenia tego miejsca. W środku było mnóstwo korytarzy i pokoi. Thomson omija kilka pokoi i wchodzi do wielkiej sali. Wewnątrz niej było wiele stanowisk treningowych: boks, łucznictwo, karate, polowanie, używanie broni palnej, itp.


- To sala treningowa, tu nauczysz się jak położyć przeciwnika gołymi rękoma - mówi Peter i wchodzi na ring bokserski. - Chodź tu, pokażesz mi co potrafisz.

- Z chęcią - uśmiecham się, mam teraz okazję żeby dowalić temu gnojowi.

Wskakuję na ring i przyjmuję postawę do walki, kiedyś walczyłam ze wściekłą małpą o kilka bananów i wygrałam. To to będzie łatwizna. Biorę rozbieg by wskoczyć na niego, lecz gdy jestem w locie Thomson łapie mnie za talię i podnosi do góry, jak baletnicę. Teraz pytanie: " Jak on podniósł dziewczynę ważącą około 40 kilo?! ".

- Tańczyłaś kiedyś? - zapytał z uśmieszkiem, opuszczając mnie na podłogę. - Może teraz pokażesz coś co mnie położy?

Dobra, teraz mnie wkurzył. On i jego złośliwy uśmieszek. Zaczynam biec w około Petera. Ten stał tylko i patrzył jak się kręce. W końcu skaczę na jego plecy, a on jak gdyby nigdy nic, wziął mnie na barana i zaczął biegać ze mną na plecach po ringu.

- Jesteś uroczym dzieckiem, - rzekł i ściągnął mnie z pleców - ale czas żebyś przestała żartować i pokazała co potrafisz.

No dobra, czas użyć drastycznych środków. Biorę sznur i zaczynam nim wymachiwać nim jak biczem. Po chwili łapię sznurem nogi Petera, a ciągnę go do siebie, w rezultacie (w końcu) Thomson się przewrócił.

- Nie wiedziałem że masz sznur... Dobrze ci poszło, ale myślałem, że powalisz mnie bez broni. Chodźmy dalej pokażę ci gdzie będziesz spała.

Wyszliśmy z sali treningowej i poszliśmy na wyższe piętro. W tym budynku nie było żadnej żywej duszy oprócz mnie i Petera. Wchodzimy do zadbanego pokoju, którego ściany nie wyglądały jakby ledwo się trzymały, wręcz przeciwnie, były zadbane i otapetowane. Meble były nowe i piękne. Nie widziałam czegoś takiego od czasów dzieciństwa.

- To jest mój pokój, ty będziesz spała w pokoju gościnnym - mówiąc to otworzył drzwi wewnątrz pokoju do innego.

- Łał! Nie widziałam tak zadbanego mieszkania od dawna.

- Racja, post apokaliptyczne domy nie wyglądają najlepiej. Dobra na łóżku masz ubrania przebierz się i przyjdź na kolację.

Ubrania były zadbane i czyste, od kiedy pamiętam nigdy takich nie miałam. Mundurek był dość skąpy, idealnie było widać moje owłosione nogi i ręce, a tym bardziej siniaki po akcji z Rosjanami. To odzienie składało się z oliwkowej koszuli z krótkim rękawem, krótkich spodenek w ciapy o odcieniach zielonego i traperów. Sama w sobie wyglądałam tak całkiem nieźle. Wyszłam z pokoju i zastałam Petera piszącego coś na kartce.

- Skończyłam.

- Och, całkiem fajnie wyglądasz, ale czas coś zjeść - rzekł Peter i wyciągnął z lodówki dwa jogurty o smaku truskawki. - Życzę smacznego...

Zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. Ja sama leżałam na łóżku i myślałam... Wieczór to jedyny czas, kiedy można pomyśleć nad tym co się stało. Po co go marnować, skoro tylko teraz można spokojnie myśleć. Zastanawiałam się nad Thomsonem, Rosjanach, szkole, mojej decyzji i rodzicach... " Czy dobrze zrobiłam zgadzając się na naukę? ", " Thomson był całkiem miły, ale zabił moich rodziców, nie można mu ufać... ", " Czy kiedy skończę tą szkołę, będę taka jak Rosjanie? Ludzie będą patrzeć na mnie jak na seryjnego zabójcę? Będę atakować słabszych i młodszych? Będę zabijać nie winnych? ", " Mamo, tato, czemu, do cholery, nie uciekliście ze mną?! ". Od tych myśli robi mi się mętlik w głowię, wstaję i przechadzam się po pokoju. Patrzę przez okno, widać z niego cały kurort. Zaczynam wyliczać statki szeptem.

- Marco Polo, Santa Maria, Russia Army, Santa Anna, America Army... Santa Anna?

Tak, jak na zawołanie, statek Santa Anna z kapitanem Parkerem. Biorę sznur, maczetę i trochę ubrań od Thomsona, i wychodzę przez okno. Niby nie specjalnie, ale jednak, pod moim oknem był stóg siana, więc skaczę i mam miękkie lądowanie. Biegnę w cieniu omijając światło lamp naftowych (po wojnie padła elektryka). Kiedy się zbliżam do statku Santa Anna, słyszę z sobą.

- Ej, ty! - czuję nagły dreszcz, oni mnie złapali... Już po mnie...

- O co chodzi panie władzo... - odpowiada głos starszego pana, który stoji niedaleko mnie

- Dziadku, ty i twoja parszywa łódź zajmujecie miejsce w kurorcie...

- Przepraszam, zaraz odpływam, tylko...

- No to wynocha mi z Gdańska, Parker... - Ten dziadek to kapitan Parker.

- No dobrze...

Biegnę jak najszybciej mogę. Wyprzedzam pana Parkera i wskakuję na pokład statku Santa Anna i czekam... Słyszę bicie mojego serca, to był mój najszybszy bieg w życiu. Teraz opuszczę przeklęty Gdańsk... Opuszczę Rosjan... Opuszczę Thomsona... Nagle statek startuje. Fale miło kołysają statkiem, jak kołyską... Moją kołyską. Wiatr świszcze mi kołysankę... Zapominam o świecie, teraz jestem bezpieczna... Mogę spokojnie usnąć.

Ciąg dalszy nastąpi...

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Wróć do rozdziału 1: Dług wdzięczności

Rozdział 9

Kiedy się obudziłam, zdałam sobie sprawę, że leżę lewym policzkiem na piersi Sebastiana. Co dziwniejsze, jego ręka zapleciona była wokół mojego ramienia. Z początku chciałam się gwałtownie zerwać, jednak wiedząc, że mężczyzna jeszcze śpi, postanowiłam nacieszyć się tą chwilą.

Zamknęłam oczy, a przed nimi zaczęły mi się pojawiać obrazy, które były tak realistyczne, a zarazem tak abstrakcyjne. Widziałam roześmianą siebie i Sebastiana, który trzymał moją rękę, jakby nie chciał, żebym uciekła.

Uśmiechnęłam się szeroko.

– Nie śpisz już. – Usłyszałam Sebastiana, który bardziej stwierdził, niż spytał. Błyskawicznie się zerwałam. – Spokojnie – powiedział z uśmiechem.

Mężczyzna wstał z łóżka i, zabierając swoje ubrania, ruszył do łazienki. Postanowiłam wykorzystać chwilową nieobecność chłopaka i się ubrać.

Kiedy wcisnęłam się w sukienkę i rozejrzałam po pokoju, zauważyłam na komodzie zdjęcie oprawione w drewnianą ramkę. Wiedząc, że mężczyzna jeszcze się myje, zrobiłam kilka kroków i wzięłam zdjęcie w rękę. Fotografia przedstawiała małego Sebastiana, który ledwo sięgał swojej mamie do ramienia i jego ojca. Chłopiec miał naburmuszoną minę, a w ręku trzymał świadectwo z czerwonym paskiem.

~~~~

Pomagając mamie w kuchni, widziałem na jej twarzy dziwny, delikatny uśmiech. Widząc, że chce go zakryć, miałem złe przeczucia. Albo domyśliła się, co tak naprawdę jest grane, albo...

– Co sądzisz o Monice, mamo? – spytałem, przecierając ręcznikiem talerze. Wolałem mieć sytuację jasno, aby przy stole nie mieć przykrej niespodzianki.

Mama spojrzała na mnie spod swoich ciemnych rzęs.

– Wiesz, synku – zaczęła, a ja wstrzymałem oddech – myślę, że wybrałeś odpowiednią kobietę.

Rozszerzyłem oczy.

– Odpowiednią – powtórzyłem cicho za mamą.

Ocknąłem się, dopiero gdy poczułem dotyk na swoim ramieniu.

~~~~

Podczas śniadania wszyscy zachowywali się bardzo naturalnie; atmosfera nie była już tak spięta, jak wczoraj. Poczułam się jak dwa lata temu, gdy razem z rodzicami jadłam posiłki.

Uśmiechnęłam się blado.

Rodzina to prawdziwy skarb.

– To kiedy planujecie ślub? – spytała w pewnym momencie mama Sebastiana. Mężczyzna zakrztusił się pitym kompotem. – Tylko nie w maju! Słyszałam, że przynosi pecha – dodała uśmiechnięta z palcem uniesionym ku górze.

– W zasadzie jeszcze nie ustalaliśmy daty – odpowiedział przeciągle.

Tym razem ojciec Sebastiana siedział cicho, przyglądając się mi. Trochę mnie jego natarczywy wzrok peszył. Bałam się, że powoli się domyśla, iż to wszystko jest kłamstwem... ale jak? Wczoraj tak dobrze poszło, nie chciałabym, aby nasz plan diabli wzięli!

– Miejmy nadzieję, że szybko to nastąpi – odezwał się w końcu ojciec mężczyzny. – Chcemy jeszcze z Basią wnuków doczekać. – Razem z żoną roześmiali się dźwięcznie.

Zobaczyłam, jak Sebastian się uśmiecha i – myśląc, że jest to gra – również się uśmiechnęłam.

Po śniadaniu pani Basia zrobiła nam kawę. Tym razem w rozmowie czynnie uczestniczył ojciec mężczyzny.

Zdaje mi się, że dali się nabrać na nasze „narzeczeństwo”.

I całe szczęście.

Dopijając kawę, uświadomiłam sobie, że Sebastiana znam miesiąc. Jak więc możliwym jest darzenie uczuciem człowieka, którego zna się tak krótko? Słyszałam o tych wszystkich miłościach, które następowały po zamienieniu ze sobą kilku słów, kilku spojrzeń, trochę taka jakby miłość od pierwszego wejrzenia. Jednak nigdy w to nie wierzyłam... i nie sądziłam, że spotka to mnie.

Spojrzałam ukradkiem na Sebastiana.

On nie czuje tego samego. Gdyby było inaczej, nie przytuliłby mnie, dlatego, że dobrze zagrałam, a dlatego, że chciał.

Cóż... w życiu nie zawsze mamy to, czego chcemy.


~~~~

W pewnym momencie zobaczyłem jak Monika posmutniała. Nie miałem pojęcia dlaczego, ponieważ ani ja, ani rodzice nie powiedzieliśmy nic, co mogłoby ją urazić czy dotknąć w jakiś sposób.

Mój wzrok przeniósł się na ręce dziewczyny. Na serdecznym palcu miała obrączkę, którą się bawiła; okręcała, zdejmowała ją i wkładała.

Poczułem nieodpartą chęć jeszcze raz dotknąć jej ust. Jeszcze raz trzymać ją w swoich ramionach... i tym razem nie dać odejść.

Nawet jeśli wyznam Monice co do niej czuje, to czy ona mnie nie odrzuci?

Powiedziała, że nie chce robić sobie nadzieji, bo niebawem odejdzie.

Tylko że ja nie chcę, aby odchodziła...

~~~~

Rozmowa o Sebastianie i jego latach młodości okazała się bardzo zabawna. Do przewidzenia było, że miał niejedną, która się w nim podkochiwała. Jednak zdziwiłam się, gdy usłyszałam, że Sebastian w przeszłości nie miał żadnej dziewczyny. Skoro miał w zasadzie dziewczynę na wyciągnięcie ręki, czemu nie korzystał?

– Sebastian – zwróciła się do syna – ciocia Marlena o ciebie pytała, w końcu nie widzieliście się kilka lat. Zaproponowała ci – spojrzała na mnie – wam, abyście pojechali do niej na kilka nocy.

– W najbliższym czasie jest to niemożliwe, ponieważ niedawno Monika była dość poważnie chora, więc dobrze by było, jeśli zostałaby jakiś czas jeszcze w domu.

Zrozumiałam, że po prostu nie chce jechać do cioci, bo jestem już w pełni zdrowa i mogę normalnie funkcjonować. Zresztą rodzice to chyba zobaczyli, ale wiadomo – z lekarzem się kłócić nie wypada.

– Chora?

– Tak, tato – odpowiedział Sebastian. – Ale już jest dobrze. Zbadałem ją i przepisałem leki, także powoli wróciła do zdrowia. Aczkolwiek, ze względu na pogodę – spojrzał za okno – choroba może powrócić – zakończył i uśmiechnął się lekko do mnie, po czym delikatnie złapał moją dłoń. Po moim ciele przebiegł dreszcz.

– Sebuś, Sebuś – powiedziała mama mężczyzny. – Mój syn to wspaniały człowiek – dodała, uśmiechając się szeroko.

– Najwspanialszy, jakiego poznałam. – Wyrwało mi się, mimo iż chciałam zatrzymać to w myślach.

Przeleciałam wzrokiem po domownikach, wymusiłam uśmiech, choć może wyszedł mi grymas, i spuściłam głowę, bojąc się, że spaliłam buraka.

Tak minęło kilka godzin i czas wracać było do domu. Szczerze powiedziawszy, chciałabym jeszcze tu zostać. W towarzystwie rodziców Sebastiana czułam się tak swobodnie, tak beztrosko.

Spojrzałam na pierścionek zaręczynowy.

Może kiedyś dostanę taki. Oczywiście mam na myśli prawdziwe oświadczyny.

Sebastian podał mi kurtkę i sam się ubrał. Nie wiem jak mam się pożegnać ze swoimi „teściami”. Poczekałam więc, aż oni coś zrobią.

Pierwszy podszedł do mnie ojciec chłopaka i pocałował w policzek, a następnie podeszła pani Basia. Wzięła mnie w swoje ramiona i również ucałowała w policzek. Następnie wzięła wdech i spojrzała mi w oczy.

– Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, miała jakieś problemy, również z Sebastianem – dodała cicho i się uśmiechnęła – powiedz mi. Zrobię wszystko, aby ci pomóc. W końcu niedługo zostaniemy rodziną.

Miałam szeroko otwarte oczy ze zdziwienia.

Mama mężczyzny naprawdę uwierzyła w nasz związek.

Do tego tak po prostu mnie przyjęła. Zaakceptowała fakt, że nie mam pięknego życia; straciłam rodzinę, mój brat jest alkoholikiem, ja nie mam Bóg wie, jakiej pracy...

W moich oczach pojawiły się łzy, kiedy zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę to wszystko się zaraz skończy.

Widząc zszokowane spojrzenia, nie wytrzymałam. Mając na sobie buty i kurtkę, wybiegłam z domu państwa Zielińskich. Nie obchodziło mnie wtedy, co o mnie pomyślą. Chciałam po prostu zaszyć się gdzieś i przemyśleć parę spraw.


Wybiegając na ulicę, nie zauważyłam nadjeżdżającego samochodu. Stanęłam na pasach osłupiała, a pojazd w ostatniej chwili się zatrzymał. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Kierowca wychylił się zza szyby i zaczął krzyczeć, przeklinać, ale jego słowa w ogóle do mnie nie docierały. Po chwili odjechał, wymijając mnie autem. Ja dalej stałam na środku pasów.

Po chwili poczułam dotyk na prawym ramieniu.

– Co się stało? – spytał przerażony Sebastian, gdy obrócił mnie w swoją stronę. – Czemu wybiegłaś z domu?

Byłam roztrzęsiona, zapewne miałam rozmazany makijaż i nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Dopiero kiedy Sebastian chciał mnie przytulić, odzyskałam świadomość.

– Nie – powiedziałam słabo i odepchnęłam chłopaka. – Nie dam rady. Nie dam rady dłużej udawać twojej narzeczonej – mówiłam, nie patrząc Sebastianowi w oczy.

Mężczyzna otworzył szeroko oczy, kiedy dotknęłam jego dłoni i włożyłam do niej pierścionek zaręczynowy.

– Monika... – Ponownie chciał mnie wziąć w swoje ramiona.

– Przestań! – krzyknęłam, dławiąc się łzami. – Podjęłam decyzję i nie chcę tego już dłużej ciągnąć. Odwieziesz mnie do siebie, abym mogła zabrać swoje rzeczy? – spytałam.

Sebastian stał chwilę sparaliżowany, obserwując mnie. Po chwili zagryzł wargę i spojrzał za mnie. Chyba zrozumiał, że nic nie zdziała, ponieważ obrócił się na pięcie, a mi powiedział, abym poczekała.

Zeszłam z ulicy i objęłam się ramionami.

Nie dałabym rady dłużej żyć, wiedząc, że za jakiś czas to wszystko się skończy. Nie wiem, jak mogłam się na to zgodzić. Nie wiem. jak mogłam się zakochać w mężczyźnie nieosiągalnym dla mnie!

Po chwili oboje byliśmy w samochodzie.

Przez całą drogę Sebastian się nie odzywał. W sumie wcale mu się nie dziwię. Zgodziłam się na udawanie jego narzeczonej, a teraz z tego rezygnuję.

Rezygnuję również z szansy na rozpoczęcie nowego życia.

Nie wiem nawet czy Igor przyjmie mnie ponownie do swojego domu. Nawet jeśli, to czy nie „wymierzy” mi kary...

Pakowanie nie zajęło mi dużo czasu. W końcu nie spakowałam do niej za dużo. Kiedy z torbą poszłam do salonu, zobaczyłam siedzącego na kanapie Sebastiana. Trzymał brodę na złożonych rękach, które spoczywały na kolanach. Niepewnie stanęłam przed nim z torbą, a on na mnie spojrzał.

Chwilę byliśmy w siebie wpatrzeni, dopóki mężczyzna nie wstał.

– Dlaczego podjęłaś taką decyzję? – spytał.

Właśnie takiej rozmowy najbardziej się obawiałam.

Spuściłam wzrok, nie wiedząc, co mogę powiedzieć.

– Zrobiłem coś źle?

Natychmiast podniosłam wzrok i spojrzałam Sebastianowi w oczy. Następnie zaprzeczyłam ruchem głowy. Widząc pytający wzrok chłopaka, powiedziałam:

– Ja popełniłam błąd – wyjaśniłam. – Zakochałam się w niewłaściwej osobie. – Zastanawiam się, czy wie, że mówię o nim.

Sebastian starł z mojego policzka łzę, a kiedy zobaczyłam, że otwiera usta, aby coś powiedzieć, szybko dodałam:

– Proszę, nie przeciągajmy tego.

Zamknął oczy.

– Poczekaj tutaj. Zaniosę torbę do samochodu i sprawdzę poziom paliwa – powiedział. Przełknął ślinę i ruszył do wyjścia.

Usiadłam na kanapie, a kiedy usłyszałam trzask drzwi, zamknęłam oczy i – wbrew mojej woli – z oczu zaczęły wypływać mi łzy.

~~~~

Nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje.

Zdaję sobie sprawę, że osobą, w której się zakochała, jestem ja. Tylko czemu uważa, że jestem osobą niewłaściwą?

Czyżby uważała, że jej sytuacja ma dla mnie znaczenie? Przecież to totalny absurd!

Włożyłem torbę Moniki na tylne siedzenie i spuściłem głowę.

Mogę otwarcie przyznać, że jestem w dziewczynie zakochany. Zakochany do granic możliwości!

Zawalczę i o jej miłość!


~~~~

Kiedy usłyszałam otwierane drzwi, pomyślałam, że jest to Sebastian, więc wytarłam wierzchem dłoni twarz, a następnie wstałam z nadal spuszczoną głową.

– Tak sobie teraz pomieszkujesz. – Usłyszałam głos Igora i natychmiast podniosłam głowę. Zobaczyłam, jak chłopak rozgląda się po pomieszczeniu. Podszedł do komody i zrzucił z niej wazon, który się potłukł. Kiedy znalazł się bliżej mnie, poczułam brzydki zapach. – A wiesz, że twój brat nie ma gdzie mieszkać?!

– Jak...

– Co taka zdziwiona jesteś?! – Pociągnął mnie za włosy. – To ty pracowałaś i opłacałaś mieszkanie, bo mnie nigdzie nie chcieli przyjąć!

Nigdzie nie chcieli cię przyjąć.

Żebyś ty jeszcze szukał jakiejś pracy...

– Igor... – jęknęłam.

W sumie co chcę powiedzieć? Niebawem do ciebie wrócę i będziemy żyli jak dawniej?

Miałam zacząć od nowa...

– Puść mnie – powiedziałam cicho, bo na krzyk nie było mnie stać. – Teraz musisz sobie sam radzić.

– Coś ty powiedziała?! – Puścił moje włosy i mocno złapał za nadgarstek. – Wracasz ze mną. – Podkreślił każde słowo.

Próbowałam się wyrwać, ale jego uścisk z każdą sekundą nabierał na sile. Kiedy przez przypadek nadepnęłam obcasem na jego nogę, ten z dużą siłą mnie uderzył.

Z moich oczu puściły się gorzkie łzy i, wiedząc, że nie dam mu rady, poddałam się.

W jednej chwili pogodziłam się ze swoim losem.

Nogi miałam jak z waty, dlatego, gdy Igor mnie puścił, upadłam na ziemię.

Spojrzałam zamglonym wzrokiem przed siebie i zobaczyłam jak Sebastian uderza Igora w brzuch. Nie mówiłam, aby przestał, nie miałam na to siły.

Podniosłam się i usiadłam na kanapie, a po chwili w mieszkaniu zostałam tylko ja i Sebastian.

Podbiegł do mnie. Dotknął uderzonego przez Igora policzka.

– Nie obchodzi mnie, z jakiej jesteś rodziny – Sebastian zaczął mówić, a ja nie wiedziałam, o co mu chodzi – ani jaką masz sytuację teraz. Czy masz pieniądze, czy też nie. – Wziął moje ręce w swoje. – Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu spotkałem, nie mogę przestać o tobie myśleć i myślę, a nawet jestem pewny, że się w tobie zakochałem. W twoim uśmiechu, w twoich oczach. – Kiedy to powiedział, moje serce się zatrzymało. Sebastian wyjął z kieszeni pierścionek. – Zostaniesz moją żoną? Tym razem naprawdę? – spytał i się uśmiechnął.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam zbyt wstrząśnięta wyznaniem Sebastiana.

Czy to może być prawda?

Czy to możliwe, że mężczyzna taki jak Sebastian się we mnie zakochał?

Spojrzałam w roziskrzone oczy chłopaka.

Uśmiechnęłam się, bo chyba to właśnie chciałam usłyszeć.

Przytaknęłam głową, a Sebastian ukazał rząd równych, białych zębów i włożył pierścionek na mój palec. Następnie mnie pocałował. Tak jak za pierwszym razem – delikatnie, z uczuciem.

– Wracając do naszej umowy... – zaczął, gdy się ode mnie oderwał. – Nikt chyba nie musi o tym wiedzieć.

Roześmiałam się i tym razem to ja pocałowałam mężczyznę.

Czeka mnie wspaniała przyszłość. Z Sebastianem, mężczyzną, który mnie uratował, i który zaproponował kawalerkę za granie jego narzeczonej.

THE END

Czytaj od początku: Dług wdzięczności

_____________________________________

nastuchpastuch.blogspot.com

zapraszam! ;)

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Rozdział 8

Nadszedł dwudziesty czwarty grudnia.

Wigilia.

Dziś wieczorem oficjalnie przedstawię rodzicom Monikę jako swoją narzeczoną. W nocy nie mogłem spać. Stresowałem się tym, że nie wyjdzie, że wszystko się wyda...

Tak, trochę się tego obawiam. Jednak najbardziej martwię się tym, że za jakiś czas nigdy więcej mogę nie zobaczyć dziewczyny. W końcu taka była nasza umowa – ona udaje moją narzeczoną, a ja jej kupuję w zamian kawalerkę. Tyle. Nie było mówione nic więcej.

Od dnia, w którym uświadomiłem sobie, że zależy mi na Monicę, staram się jak najmniej przebywać w jej towarzystwie. Przez te kilka dni wmawiałem sobie, że już po dwudziestym czwartym z niej zrezygnuję, ale jak się okazuje – to nie jest wcale takie proste, jakby się mogło wydawać.

Z każdym dniem moje uczucie, zamiast maleć, zaczynało rosnąć.

Przy śniadaniu, gdy Monika na mnie nie patrzyła, miałem ochotę wstać z fotela, podejść do niej i podnieść jej twarz. Kiedy mijaliśmy się w przedpokoju, czułem jej zapach i marzyłem, aby znowu dotknąć jej ust.

Szczerze?

Nigdy, ale to nigdy, nie czułem się tak jak czuję się w tej chwili. Jestem bezradny. Monika jest pierwszą kobietą w moim życiu, na której mi naprawdę zależy, ale nic nie mogę zrobić. Przecież nie zmuszę jej do uczucia!

Nikogo nie zmuszę do uczucia...

Znowu to samo!

Podczas śniadania nie patrzy na mnie. Patrzy we wszystkie strony, tylko nie na mnie. Czuję, że jej też jest niezręcznie. W takim razie mamy problem, bo jeśli w ten sposób będziemy zachowywać się przy rodzicach, to nasz plan szlag trafił.

Spojrzałem na Moniki dłonie i zmrużyłem oczy.

– Dlaczego nie masz pierścionka na placu? – spytałem.

Monika niepewnie podniosła wzrok znad swojego talerza i spojrzała na mnie. Kiedy dostrzegłem jej zamglone oczy, nie wiem czemu, miałem ochotę podejść do niej i ją przytulić.

– Nie chciałam go zgubić – wytłumaczyła cicho. – Jest w pokoju, w mojej torebce.

Przytaknąłem głową.

Czego ja się spodziewałem?

Przecież nie będzie go nosiła i obnosiła się wszystkim, że ma „narzeczonego”. W końcu nasze zaręczyny są tylko mistyfikacją.

Mistyfikacją, która niebawem dobiegnie końca.

Po śniadaniu pozmywałem, mimo że chciała zrobić to dziewczyna, a następnie przyszykowałem już sobie na wieczór garnitur. Przez cały czas się zastanawiałem, jakie wrażenie wywrze na moich rodzicach Monika.

Sprawę ubioru zostawiłem na później i skierowałem się do pokoju dziewczyny. Zapukałem trzy razy i, gdy usłyszałem zaproszenie, wszedłem.

Monika siedziała na łóżku ze spuszczoną głową.

– Monika – zacząłem i czekałem, aż dziewczyna na mnie spojrzy. Kiedy to zrobiła, kontynuowałem: – Zdajesz sobie sprawę, że nie możemy się w ten sposób zachowywać przy moich rodzicach?

– Wiem.

Jej głos był tak cichy, że ledwo dosłyszałem, co powiedziała.

Przekląłem w duchu.

– Dasz radę? – spytałem. Monika przez dłuższy czas mi się przyglądała. – Zachowywać się w moim towarzystwie swobodnie, naturalnie, tak, jakbyśmy znali się na wylot? Odpowiadać na pytania moich rodziców bez krępacji?

Zakończyłem, a dziewczyna błyskawicznie przytaknęła głową. Dość energicznie, co mnie zdziwiło.


~~~~

Kiedy zostałam sama w pokoju, złapałam się za głowę i spuściłam ją pomiędzy kolana.

Tak naprawdę, to nie wiem, czy dam radę!

Po pocałunku, który miał miejsce kilka dni temu, gdy Sebastian wyszedł z pokoju, zdałam sobie sprawę, że to, co powiedziałam, jest kłamstwem.

Mnie już zależy. Jednak prawda jest taka, że ja i Sebastian to dwa odległe od siebie światy. My wręcz nie mamy prawa być razem! Wszystko nas dzieli; rodzina, wykształcenie, status społeczny.

Co by pomyśleli ludzie, widząc Sebastiana ze mną?

Wiedząc, że naprawdę jesteśmy razem?

Już teraz dużo ryzykuje, bo kazał mi powiedzieć swoim rodzicom prawdę o sobie. Wątpię, żeby oni to zaakceptowali, a co dopiero te hieny!

W samochodzie panowała cisza. Patrzyłam przez okno i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z komizmu tej sytuacji. Jeśli się uda, to naprawdę będzie to największy cud świata!

Kiedy stanęliśmy, a ja wyszłam z samochodu, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zdawałam sobie sprawę, że rodzice Sebastiana mieszkają w pięknym domu, ale to, co widziałam przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. W życiu nie widziałam tak pięknego i ogromnego budynku.

Spojrzałam na mężczyznę wielkimi oczyma.

Westchnął i podszedł do mnie.

– Złapię cię za rękę – powiedział Sebastian. Zabrzmiało to jak ostrzeżenie. Po chwili na swojej dłoni poczułam ciepło.

Stojąc przed drzwiami, czułam, że i moje i Sebastiana serce zaraz wyskoczy. Kiedy chłopak zapukał, przyszedł mi do głowy, aby uciec. Jednak równie szybko ten pomysł odszedł w zapomnienie.

Drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazała się blond włosa kobieta o cholernie zimnych oczach.

Przeraziłam się.

Miała na sobie granatową sukienkę i czarne obcasy.

Zrobiła miejsce w drzwiach, a ja ruszyłam do środka razem z Sebastianem. Mężczyzna zdjął moją kurtkę, a następnie spojrzał na mnie. W jego oczach widziałam dziwny błysk. Objął mnie w pasie i obrócił się razem ze mną w stronę rodziców.

– To jest moja narzeczona Monika Łukasik – przedstawił mnie, a ja starałam się uśmiechnąć. – A to moi rodzice.

Po oficjalnych rzeczach poszliśmy do salonu i usiedliśmy przy pięknie przystrojonym stole. Razem z Sebastianem siedzieliśmy naprzeciwko jego rodziców.

– Od Sebastiana słyszałem, że poznaliście się w dość nietypowych okolicznościach – powiedział ojciec mężczyzny.

Zaczęło się...

– Tak. W zasadzie Sebastian uratował mnie przed pijanymi mężczyznami – powiedziałam zgodnie z prawdą i nieświadomie uśmiechnęłam się na samo wspomnienie.

– Cały Sebastian – podsumowała mama mężczyzny. Na jego usta wstąpił delikatny uśmiech. – Może teraz nam coś o sobie opowiesz, Moniko? – Zwróciła się do mnie i promiennie uśmiechnęła.

Zamarłam.

Wiem, że mam mówić prawdę, ale... czym ja mam się chwalić? Nie mam pięknego domu, kochające rodziny, dobrze płatnej pracy.

Wzdrygnęłam się, gdy Sebastian dotknął moją dłoń, a następnie wplótł swoje palce w moje.

Przełknęłam ślinę.

– Nazywam się Monika Łukasik... – zaczęłam, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że rodzice Sebastiana już to wiedzą. Zacisnęłam usta w wąską linię. – W lipcu skończyłam dwadzieścia lat i od ponad miesiąca pracuję w barze „Kriss”. – Ostatnie dwa słowa, pomimo innych chęci, powiedziałam bardzo cicho i niepewnie. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, mama Sebastiana tylko przytaknęła głową. – Przed wprowadzeniem się do Sebastiana mieszkałam z bratem Igorem. – Zakończyłam swoją wypowiedz, nie podając szczegółów.


– Bratem Igorem? – Powtórzył za mną ojciec Sebastiana. – Bardzo chętnie go poznamy, prawda Basiu?

Otworzyłam szeroko oczy przerażona.

– Teraz jest to niemożliwe – powiedział Sebastian. Spojrzałam na niego ja, a następnie jego rodzice. – Brat Moniki jest... miał problemy z alkoholem. Jest na odwyku.

Przez chwilę przetwarzałam w myślach to, co powiedział Sebastian. Kiedy dotarł do mnie sens słów mężczyzny, nie mogłam w to uwierzyć.

Mówił, żebym nie kłamała, a to jest przecież kłamstwo!

Igor i odwyk?

Po pierwsze on by się w życiu na to nie zgodził, a po drugie – to kosztuje kupę kasy. Nie stać mnie na to, a przed chwilą powiedziałam, że pracuję w barze i nie trudno się domyślić, że to kłamstwo.

Na moment wszyscy zamilkli. Bałam się, że zaraz powiedzą coś negatywnego na mój temat... albo – co gorsza – domyślą się, że tylko udaję narzeczoną Sebastiana.

– A twoi rodzice? – Zdziwiłam się, gdy ojciec szybko zmienił temat. – Kiedy ich poznamy? – spytał, a ja poczułam, że zawiodę Sebastiana.

– Moi rodzice zginęli w wypadku dwa lata temu – powiedziałam cicho, łamiącym się głosem.

– Rozumiem – powiedział po chwili ciszy ojciec chłopaka.

Porozmawialiśmy jeszcze jakiś czas. Pytania rodziców mężczyzny się zmieniły. Pytali mnie jak się mieszka z Sebastianem, czy dobrze mnie karmi. Te pytania były takie... lekkie. Miałam wrażenie, że nie chcą mnie już wypytywać o moje życie, ponieważ wiedzą, że nie powiem nic, co ich zadowoli.

Jednak muszę przyznać, że nie spodziewałam się, iż rodzice Sebastiana będą tak miłymi ludźmi. Byłam raczej przygotowana na ostrych, z regułami ludzi.

Zresztą, skoro naciskają na mężczyznę, aby się ożenił, to co innego miałam pomyśleć?

Kiedy Sebastian zamknął drzwi od sypialni, przytulił mnie.

Moje serce zaczęło mocniej bić. Nie wiedziałam, co się dzieje. Moje ręce były opuszczone wzdłuż tułowia.

– Świetnie ci poszło – powiedział przy moim uchu.

Zamknęłam oczy, kiedy zdałam sobie sprawę, o co chodziło mężczyźnie.

Nie przytulił mnie, bo tego chciał, tylko dlatego, że jego zdaniem dobrze zagrałam.

Po moim policzku spłynęła łza, ponieważ zrozumiałam, że chłopak nie czuje do mnie tego samego.

Teraz jego dotyk parzył. Bolała mnie świadomość, że to może być ostatni raz, kiedy Sebastian mnie przytula, ostatni raz dotyka.

Szybko starłam wierzchem dłoni łzę i uśmiechnęłam się do mężczyzny, kiedy się ode mnie oderwał. Następnie spojrzałam w głąb pokoju.

– Mam tylko dwuosobowe łóżko – powiedział lekko zakłopotany Sebastian. – Jeśli chcesz, mogę spać...

– Nie – zaprzeczyłam szybko. – Jeśli twoi rodzice mają uwierzyć w nasz związek, wypadałoby spać razem.

Na twarzy Sebastiana zagościł uśmiech i powiedział, że mogę iść pierwsza do łazienki. Tak też zrobiłam.

Leżałam przykryta pod samą szyję przykryta kołdrą zwrócona do ściany.

Szczerze?

Kiedy zaprzeczyłam w kwestii spania Sebastiana, absolutnie nie myślałam o rodzicach chłopaka. Po prostu chciałam przebywać obok niego. Chciałam poczuć, jak to jest leżeć obok osoby, na której ci zależy.

Sebastian wyszedł z łazienki i położył się obok mnie. Chyba myślał, że śpię, ponieważ nic nie mówił.

Zamknęłam oczy, gdy do moich nozdrzy dotarł jego zapach. Jeden, jedyny raz mam okazję leżeć z chłopakiem i wdychać jego zapach.

Powoli oddalałam się w sen, gdy na swoim policzku poczułam usta Sebastiana. Były miękkie i w zasadzie tak delikatnie dotknęły mojej skóry, iż ledwo je poczułam.

Zesztywniałam.

– Dobranoc – powiedział cicho i powrócił na swoje miejsce.

W mojej głowie pojawiły się pytania.

Jak? Dlaczego? Po co?

Nie wiedziałam, co mam o tym sądzić. Czy zrobił to tylko dlatego, że udajemy małżeństwo? No, ale tutaj nikt nas nie widzi, więc to by było nie potrzebne.

Czy po prostu chciał to zrobić?

Nie wiem.

Rozdział 9

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Rozdział 7

Nie wiem.

Nie wiem, co wydarzyło się wczoraj. Dlaczego się to wydarzyło...

Dlaczego Sebastian nie pozwolił mi na kroki, które chciałam podjąć? Na wstępie mu powiedziałam, że w dalszym ciągu będę udawała jego narzeczoną. Mimo to się nie zgodził.

Jednak najdziwniejsze i tak były jego słowa „Zrozum, że się o ciebie martwię”. Przecież jesteśmy obcymi sobie ludźmi. Poznaliśmy się przez przypadek, więc o co mu chodziło? Do tego potem mnie przytulił.

Szczerze sama byłam jak sparaliżowana. Nie mogłam nic zrobić, poruszyć się czy odepchnąć mężczyzny... choć sama nie wiem, czy chciałam to przerywać.

Jednak kiedy się od siebie oderwaliśmy, Sebastiana twarz nie wyrażała żadnych uczuć, jakiś czas jego wzrok błądził po mojej twarz. Następnie powiedział „dobranoc” i wyszedł.

Dzisiaj po przebudzeniu nie miałam najmniejszej ochoty wstawać. Niestety kilka minut później dostałam telefon od swojej szefowej, że będzie potrzebowała dzisiaj pomocy. Nie chcąc stracić pracy, powiedziałam, że będę. W zasadzie chora już nie jestem, więc powinnam wrócić.

Założyłam na siebie rozciągniętą bluzkę i spodnie. Już się jakoś szczególnie nie wstydzę swojego wyglądu przy Sebastianie. Następnie poszłam do salonu, gdzie śniadanie było już na stole.

Usiadłam naprzeciwko mężczyzny.

– Jak się spało? – spytał.

– Dobrze, dziękuje – odpowiedziała, zabierając się za jedzenie.

Rozmowa na tym się skończyła.

Dziwnie się czułam, gdy między nami panowała cisza. Wydaje mi się, że to przez wczoraj.

– Idę dzisiaj do pracy – powiedziałam w końcu, przerywając ciszę. Spojrzałam na Sebastiana, który zmarszczył czoło. – Jestem już zdrowa, a nie chcę stracić pracy. Już długo mnie nie było.

Mężczyzna przez chwilę się nie odzywał. Pomyślałam, że spokojnie przyjął to do wiadomości.

– Rozumiem – powiedział w pewnym momencie. – Jak skończysz pracę, to po ciebie przyjadę, okey? – spytał, trzymając w ręku kubek z kawą.

– Tak.

Nie rozumiałam, czemu chce mnie odebrać. Dałabym radę wrócić sama.

Jednak wiedziałam, że nie ma sensu się kłócić, dlatego bez zbędnych sprzeczek się zgodziłam.

Sebastian podwiózł mnie do pracy, ponieważ sam musiał gdzieś pojechać. Ciekawa jestem czy miał po drodze. Mnie tego nie chciał powiedzieć.

Kiedy wysiadłam z samochodu i pożegnałam się z mężczyzną, zobaczyłam, że w oknie stoją i patrzą się koleżanki, z którymi pracuję. No, to będzie przesłuchanie, pomyślałam.

Ledwo zdążyłam wejść do środka, a dziewczyny już zaczęły obsypywać mnie pytaniami.

– Spokój! – krzyknęła Paulina i głosy wszystkich ucichły. – Jak wszystkie będziemy tak zadawać pytania, to Monia w końcu na żadne nie odpowie. – Uśmiechnęła się. – To, kto cię podwiózł? – spytała i poruszała brwiami w górę i dół.

Wzruszyłam ramionami.

Zastanawiam się, czy powiedzieć im całą prawdę, pół prawdy czy wymyślić kłamstwo.

Z jednej strony mogę powiedzieć, że się zaręczyłam, ale co potem, gdy zerwiemy nasze „zaręczyny”? Z drugiej strony wcale nie muszę im się tłumaczyć, mogę je po prostu zbyć.

Jednak przypomniało mi się, że na moim palcu widnieje pierścionek zaręczynowy. Do tego widząc ich ciekawskie miny, wybrałam półprawdę.

Zacisnęłam usta i podniosłam dłoń do góry, pokazując im zewnętrzną stronę.

– Podwiózł mnie Sebastian – wytłumaczyłam. – Mój narzeczony. – Kiedy to powiedziałam, dziewczyny podbiegły do mnie i zaczęły oglądać pierścionek. Jedynie Kasia stała z boku i przyglądała się mi z dziwnym wyrazem twarzy.

Może wyczuła, że coś jest nie tak.


Zaczęłam uśmiechać się do dziewczyn, które mi gratulowały.

– To dziwne- odezwała się w końcu Kasia i podeszła do mnie. – Mężczyzna, który cię podwiózł pewnie jest bogaty. Na pewno jest bogaty, bo zwykłego szarego człowieka na takie auta jak jego z pewnością nie stać. – Spojrzała mi w oczy, a ja starałam się nie przełykać nerwowo śliny. – Nie chcę cię urazić, ale wydaje mi się, że taki mężczyzna nie wziąłby za żonę dziewczyny takiej jak ty. Wiesz, o czym mówię, prawda? – Otworzyłam szerzej oczy. To samo powiedziała Klara, którą spotkałam z Sebastianem, gdy byliśmy w restauracji.

Nie podobała mi się ta sytuacja.

Ja wiem, że nie wziąłby, ale one mają myśleć, że właśnie tak zrobił.

Żeby nic nie wyszło na jaw, muszę przed nimi grać.

– Wiesz co, Kasia... – zaczęła najstarsza z moich koleżanek.

– Nigdy nie byłaś zakochana, Katarzyno? – Przerwałam. – Nie wiesz, że zakochane osoby mają głęboko w nosie to, skąd pochodzą czy jaką mają rodzinę? – spytałam. – W naszym wypadku właśnie tak jest. Bierzemy ślub, bo się kochamy. – Podkreśliłam ostatnie słowo.

Wszyscy – łącznie ze mną – byli zdziwieni, że stać mnie na taką odpowiedź i ton głosu. Kasia przeleciała wzrokiem po naszych twarzach, a następnie powędrowała na zaplecze.

Co jej w ogóle się stało, żeby tak się zachowywać?

Nie chcąc dłużej myśleć o tej sytuacji, uśmiechnęłam się do dziewczyn i powiedziałam, żebyśmy zabrały się za sprzątanie, bo za chwilę otwieramy bar.

Chodząc po klientach i zapisując ich zamówienia, zastanawiałam się nad swoim życiem.

To, co powiedziała Kasia, było prawdą. Przecież taki mężczyzna jak Sebastian w życiu nie chciałby być z taką dziewczyną jak ja. Wiedziałam to od początku propozycji Sebastiana.

Wiedziała też, że po jakimś czasie się rozstaniemy. A jednak mimo to, nie mogę sobie wyobrazić, że za jakiś czas już nie zobaczę Sebastiana. Coś do niego poczułam i mam nadzieję, że jest to zwykłe przywiązanie, które po chwili rozłąki minie.

Około dwudziestej drugiej nikogo już nie było w barze. Powiedziałam dziewczynom, że posprzątam i zamknę, a one mogę już iść do domu. Wszystkie sobie ufamy, więc nie było żadnego problemu.

Cieszyłam się, że dziewczyny więcej mnie nie wypytywały o Sebastiana, a Kasia mnie przeprosiła za naskoczenie na mnie. Jej przeprosiny wyglądały na szczere i mam nadzieję, że takie były. Ostatecznie się przytuliłyśmy. Jestem szczęśliwa, że pomiędzy nami nie będzie żadnej spiny.

Posprzątałam kufle po piwie i talerze po jedzeniu, a pozmywać postanowiłam jutro, ponieważ dzisiaj już nie miałam siły; bardzo się rozleniwiłam przez czas, w którym nie pracowałam. Później trochę pozamiatałam, pomyłam stoliki i w końcu mogłam wyjść.

Kiedy przekręcałam klucz w ostatnim zamku tylnych drzwi, poczułam, że ktoś za mną stoi.

Wstrzymałam na chwilę oddech.

– Cześć. – Wzdrygnęłam się na ten głos i błyskawicznie odwróciłam głowę.

~~~~

Ach! Że też musieli mnie zatrzymać w tym cholernym szpitalu!

Przez to spóźniłem się po Monikę. Mam nadzieję, że dziewczyna nie postanowiła sobie zrobić spacerku i nie poszła sama do domu. Jest grubo po jedenastej w nocy, więc może jej się coś stać. O tej godzinie sami gwałciciele i mordercy chodzą po ulicach!

Potrząsnąłem głową.

O czym ja w ogóle myślę?!

W końcu dojechałem na parking i wyszedłem z samochodu.

Podszedłem do drzwi baru, ale były one zamknięte. No i chyba postanowiła sama wrócić do domu. Znów zacząłem przeklinać szpital!

Po chwili zdałem sobie sprawę, że Monika może wyjść od strony zaplecza, dlatego skierowałem się w tamtą stronę.

Kiedy wchodziłem w ciemny zaułek, moim oczom ukazała się dziewczyna, nad którą ktoś sterczy.


Przyjrzałem się uważnie i otworzyłem szerzej oczy z przerażenia. Nad Moniką stał Igor. Krzyczał i podnosił na nią rękę.

Zacząłem biec w ich stronę, ale było za późno. Igor uderzył dziewczynę.

– Co ty robisz?! – krzyknąłem i odepchnąłem chłopaka, który zatoczył się do tyłu. Było czuć od niego alkohol na kilometr.

Ukucnąłem przy dziewczynie, która zsunęła się po ścianie budynku. Dotknąłem jej policzka, który powoli robił się lekko fioletowy. Kiedy zauważyłem, jak z oczu Moniki wypływają łzy, wstałem i podszedłem do Igora, który zdążył się już podnieść. Zaciskając zęby, zacisnąłem rękę w pięść i przyłożyłem chłopakowi, który tym razem od razu upadł na ziemię.

Ponownie podszedłem do Moniki. Podciągnąłem ją do góry i, pomagając jej iść, zaprowadziłem do samochodu. Na szczęście zaparkowałem niedaleko, więc nie musieliśmy długo iść.

Siedząc za kierownicą, widziałem jak dziewczyna się trzęsie i szlocha.

Czemu ja, cholera, na to pozwoliłem?! Od początku wiedziałem, że czeka na dziewczynę niebezpieczeństwo.

W domu Monika natychmiast poszła do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi.

Czułem się winny temu, co się zdarzyło.

Stałem na środku salonu i zastanawiałem się, co teraz zrobić. Czy powinienem iść do Moniki, czy lepiej zostawić ją samą?

Gdzie samą!

Wypuściłem powietrze i ruszyłem do pokoju dziewczyny. Zapukałem delikatnie i kiedy usłyszałem „proszę”, wszedłem.

Monika siedziała na łóżku. Jednak już nie płakała ani się nie trzęsła.

Zdziwiłem się.

Usiadłem obok niej. Wziąłem jej delikatne ręce w swoje.

– Monika – zacząłem patrząc dziewczynie w oczy – przepraszam, że nie przyjechałem na czas. Naprawdę...

– Nic się nie stało – przerwała mi i uśmiechnęła się blado. Zauważyłem, że sprawiło jej to ból.

– Jak to nic się nie stało?! Igor cię uderzył! – Podniosłem głos, a Monika spuściła wzrok.

Patrzyłem chwilę jak dziewczyna szybko mruga oczami, a następnie podniosłem jej twarz delikatnie za podbródek. Kiedy Monika patrzyła mi w oczy, zrobiłem coś, czego pragnąłem od jakiegoś czasu.

Pocałowałem ją. Delikatnie, czekając na jej zaproszenie. Kiedy poczułem, jak delikatnie napiera swoimi ustami na moje, wtargnąłem do jej ust językiem. Czułem się jak w niebie, mogąc całować dziewczynę, na której mi zależy. Pierwszy raz w życiu na kimś tak mi zależy, jak na Monice.

Pocałunek jednak nie trwał długo, ponieważ dziewczyna się odsunęła.

– Nie możemy – powiedziała cichutko i spuściła głowę. Otwierałem usta, żeby spytać dlaczego, ale Monika, jakby wiedząc, co chcę zrobić, kontynuowała: – Za jakiś czas odejdę, nie będziemy się znali. Nie chcę, żeby zaczęło mi teraz zależeć.

Spuściłem głowę.

Mnie już, do cholery, zaczęło zależeć!

Nie chcąc powiedzieć czegoś, czego mógłbym potem żałować, wyszedłem z pokoju, zostawiając Monikę samą.

Tej nocy nie zasnę, za dużo się wydarzyło, a i ja muszę kilka rzeczy przemyśleć.

Rozdział 8