– Dlaczego nie chcesz się żenić, jeśli mogę wiedzieć? – spytałam, a dopiero potem pomyślałam. Przecież to nie jest moja sprawa.
Sebastian westchnął.
– Nie zakochałem się jeszcze – odpowiedział beznamiętnie, patrząc mi w oczy. Przebiegł mnie dziwny dreszcz. Po chwili odżył. – Idź do pokoju się szykować, a ja pozmywam naczynia. – Uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech.
W zasadzie to ja nie miała jak się przygotowywać. Ubrana byłam, makijażu nie nakładam... wszystko jest tak, jak być powinno.
Usiadłam na łóżku.
Nie chce mi się wierzyć, że Sebastian się jeszcze nie zakochał.
A może jakaś nieszczęśliwa miłość, o której nie chciał wspominać, bo dalej go to boli?
Walnęłam wewnętrzną stroną dłoni w czoło.
To naprawdę nie jest mój interes!
Kiedy weszliśmy do sklepu, rozejrzałam się dookoła. No, na tani nie wyglądał, ale gdy podeszłam za Sebastianem do szybki, za którą znajdują się pierścionki, przeraziłam się.
Te pierścionki są cholernie drogie! Tyle, ile one kosztują pieniędzy, to ja w życiu na oczy nie zobaczę!
Sebastian poprosił, aby pani za kasą podała mu kilka pierścionków.
Kiedy to zrobiła, mężczyzna spojrzał na mnie.
– Podoba ci się któryś? – spytał, pokazując ręką na pierścionki.
Zrobiłam wielkie oczy.
Czemu się mnie o to pyta?! Przecież to on będzie płacić za pierścionek, więc nie mogę marudzić. Poza tym to nie są prawdziwe zaręczyny.
Podeszłam bliżej.
– Wszystkie są piękne – odpowiedziałam, zadzierając głowę do góry i spoglądając w błękitne oczy mężczyzny.
– A najbardziej?
Ponownie spojrzałam na pierścionki.
Boże!
Wszystkie są piękne! Nie potrafię wybrać jednego.
Chociaż...
Wzięłam do ręki złoty pierścionek z malutkim diamentem. Zaczęłam mu się bardzo uważnie przyglądać. Był niesamowity! Że też wcześniej go nie zauważyłam!
– Ten najbardziej – odpowiedziałam nieśmiało.
Sebastian wziął go do ręki. Pooglądał z każdej strony i ze sklepu wyszliśmy z zakupem.
Mężczyzna powiedział, że zaraz przyjdzie i gdzieś poszedł.
Rozejrzałam się dookoła w celu znalezienia miejsca do siedzenia.
Już miałam zajmować ławkę, gdy zobaczyłam jak z naprzeciwka idą dwie dziewczyny; Kornelia i Patrycja. Chodziłyśmy razem do liceum i, cóż... nigdy mnie nie lubiły. Zawsze się śmiały ze mnie i Igora. Należały do tych lubianych przez wszystkich dziewczyn, które mają kasy jak lodu.
Chciałam się odwrócić tyłem tak, żeby mnie nie zobaczyły, ale było za późno.
– Cześć Monika – powiedziała jadowitym głosem Patrycja. – Co robiłaś w tym sklepie? – spytała, wskazując na sklep głową, z którego przed chwilą wyszłam. – Możesz sobie na tak drogie rzeczy pozwolić? – Zaśmiały się obje.
Wzruszyłam tylko ramionami. Bo co więcej mogę zrobić?
– Tylko pooglądać sobie przyszła – powiedziała po chwili milczenia Kornelia.
Spuściłam wzrok.
Niech mnie zbesztają z błotem. I tak nic nie zrobię...