Rozdział 7
Nie wiem.
Nie wiem, co wydarzyło się wczoraj. Dlaczego się to wydarzyło...
Dlaczego Sebastian nie pozwolił mi na kroki, które chciałam podjąć? Na wstępie mu powiedziałam, że w dalszym ciągu będę udawała jego narzeczoną. Mimo to się nie zgodził.
Jednak najdziwniejsze i tak były jego słowa „Zrozum, że się o ciebie martwię”. Przecież jesteśmy obcymi sobie ludźmi. Poznaliśmy się przez przypadek, więc o co mu chodziło? Do tego potem mnie przytulił.
Szczerze sama byłam jak sparaliżowana. Nie mogłam nic zrobić, poruszyć się czy odepchnąć mężczyzny... choć sama nie wiem, czy chciałam to przerywać.
Jednak kiedy się od siebie oderwaliśmy, Sebastiana twarz nie wyrażała żadnych uczuć, jakiś czas jego wzrok błądził po mojej twarz. Następnie powiedział „dobranoc” i wyszedł.
Dzisiaj po przebudzeniu nie miałam najmniejszej ochoty wstawać. Niestety kilka minut później dostałam telefon od swojej szefowej, że będzie potrzebowała dzisiaj pomocy. Nie chcąc stracić pracy, powiedziałam, że będę. W zasadzie chora już nie jestem, więc powinnam wrócić.
Założyłam na siebie rozciągniętą bluzkę i spodnie. Już się jakoś szczególnie nie wstydzę swojego wyglądu przy Sebastianie. Następnie poszłam do salonu, gdzie śniadanie było już na stole.
Usiadłam naprzeciwko mężczyzny.
– Jak się spało? – spytał.
– Dobrze, dziękuje – odpowiedziała, zabierając się za jedzenie.
Rozmowa na tym się skończyła.
Dziwnie się czułam, gdy między nami panowała cisza. Wydaje mi się, że to przez wczoraj.
– Idę dzisiaj do pracy – powiedziałam w końcu, przerywając ciszę. Spojrzałam na Sebastiana, który zmarszczył czoło. – Jestem już zdrowa, a nie chcę stracić pracy. Już długo mnie nie było.
Mężczyzna przez chwilę się nie odzywał. Pomyślałam, że spokojnie przyjął to do wiadomości.
– Rozumiem – powiedział w pewnym momencie. – Jak skończysz pracę, to po ciebie przyjadę, okey? – spytał, trzymając w ręku kubek z kawą.
– Tak.
Nie rozumiałam, czemu chce mnie odebrać. Dałabym radę wrócić sama.
Jednak wiedziałam, że nie ma sensu się kłócić, dlatego bez zbędnych sprzeczek się zgodziłam.
Sebastian podwiózł mnie do pracy, ponieważ sam musiał gdzieś pojechać. Ciekawa jestem czy miał po drodze. Mnie tego nie chciał powiedzieć.
Kiedy wysiadłam z samochodu i pożegnałam się z mężczyzną, zobaczyłam, że w oknie stoją i patrzą się koleżanki, z którymi pracuję. No, to będzie przesłuchanie, pomyślałam.
Ledwo zdążyłam wejść do środka, a dziewczyny już zaczęły obsypywać mnie pytaniami.
– Spokój! – krzyknęła Paulina i głosy wszystkich ucichły. – Jak wszystkie będziemy tak zadawać pytania, to Monia w końcu na żadne nie odpowie. – Uśmiechnęła się. – To, kto cię podwiózł? – spytała i poruszała brwiami w górę i dół.
Wzruszyłam ramionami.
Zastanawiam się, czy powiedzieć im całą prawdę, pół prawdy czy wymyślić kłamstwo.
Z jednej strony mogę powiedzieć, że się zaręczyłam, ale co potem, gdy zerwiemy nasze „zaręczyny”? Z drugiej strony wcale nie muszę im się tłumaczyć, mogę je po prostu zbyć.
Jednak przypomniało mi się, że na moim palcu widnieje pierścionek zaręczynowy. Do tego widząc ich ciekawskie miny, wybrałam półprawdę.
Zacisnęłam usta i podniosłam dłoń do góry, pokazując im zewnętrzną stronę.
– Podwiózł mnie Sebastian – wytłumaczyłam. – Mój narzeczony. – Kiedy to powiedziałam, dziewczyny podbiegły do mnie i zaczęły oglądać pierścionek. Jedynie Kasia stała z boku i przyglądała się mi z dziwnym wyrazem twarzy.
Może wyczuła, że coś jest nie tak.