Rozdział 8
Nadszedł dwudziesty czwarty grudnia.
Wigilia.
Dziś wieczorem oficjalnie przedstawię rodzicom Monikę jako swoją narzeczoną. W nocy nie mogłem spać. Stresowałem się tym, że nie wyjdzie, że wszystko się wyda...
Tak, trochę się tego obawiam. Jednak najbardziej martwię się tym, że za jakiś czas nigdy więcej mogę nie zobaczyć dziewczyny. W końcu taka była nasza umowa – ona udaje moją narzeczoną, a ja jej kupuję w zamian kawalerkę. Tyle. Nie było mówione nic więcej.
Od dnia, w którym uświadomiłem sobie, że zależy mi na Monicę, staram się jak najmniej przebywać w jej towarzystwie. Przez te kilka dni wmawiałem sobie, że już po dwudziestym czwartym z niej zrezygnuję, ale jak się okazuje – to nie jest wcale takie proste, jakby się mogło wydawać.
Z każdym dniem moje uczucie, zamiast maleć, zaczynało rosnąć.
Przy śniadaniu, gdy Monika na mnie nie patrzyła, miałem ochotę wstać z fotela, podejść do niej i podnieść jej twarz. Kiedy mijaliśmy się w przedpokoju, czułem jej zapach i marzyłem, aby znowu dotknąć jej ust.
Szczerze?
Nigdy, ale to nigdy, nie czułem się tak jak czuję się w tej chwili. Jestem bezradny. Monika jest pierwszą kobietą w moim życiu, na której mi naprawdę zależy, ale nic nie mogę zrobić. Przecież nie zmuszę jej do uczucia!
Nikogo nie zmuszę do uczucia...
Znowu to samo!
Podczas śniadania nie patrzy na mnie. Patrzy we wszystkie strony, tylko nie na mnie. Czuję, że jej też jest niezręcznie. W takim razie mamy problem, bo jeśli w ten sposób będziemy zachowywać się przy rodzicach, to nasz plan szlag trafił.
Spojrzałem na Moniki dłonie i zmrużyłem oczy.
– Dlaczego nie masz pierścionka na placu? – spytałem.
Monika niepewnie podniosła wzrok znad swojego talerza i spojrzała na mnie. Kiedy dostrzegłem jej zamglone oczy, nie wiem czemu, miałem ochotę podejść do niej i ją przytulić.
– Nie chciałam go zgubić – wytłumaczyła cicho. – Jest w pokoju, w mojej torebce.
Przytaknąłem głową.
Czego ja się spodziewałem?
Przecież nie będzie go nosiła i obnosiła się wszystkim, że ma „narzeczonego”. W końcu nasze zaręczyny są tylko mistyfikacją.
Mistyfikacją, która niebawem dobiegnie końca.
Po śniadaniu pozmywałem, mimo że chciała zrobić to dziewczyna, a następnie przyszykowałem już sobie na wieczór garnitur. Przez cały czas się zastanawiałem, jakie wrażenie wywrze na moich rodzicach Monika.
Sprawę ubioru zostawiłem na później i skierowałem się do pokoju dziewczyny. Zapukałem trzy razy i, gdy usłyszałem zaproszenie, wszedłem.
Monika siedziała na łóżku ze spuszczoną głową.
– Monika – zacząłem i czekałem, aż dziewczyna na mnie spojrzy. Kiedy to zrobiła, kontynuowałem: – Zdajesz sobie sprawę, że nie możemy się w ten sposób zachowywać przy moich rodzicach?
– Wiem.
Jej głos był tak cichy, że ledwo dosłyszałem, co powiedziała.
Przekląłem w duchu.
– Dasz radę? – spytałem. Monika przez dłuższy czas mi się przyglądała. – Zachowywać się w moim towarzystwie swobodnie, naturalnie, tak, jakbyśmy znali się na wylot? Odpowiadać na pytania moich rodziców bez krępacji?
Zakończyłem, a dziewczyna błyskawicznie przytaknęła głową. Dość energicznie, co mnie zdziwiło.