"Miłość w odcieniach Latte - część I"
Obudził mnie telefon, zobaczyłem na wyświetlaczu zdjęcie Dominika. Spojrzałem na zegarek, była 12:35. Już wtedy zorientowałem się, że muszę odebrać:
- Stary, gdzie jesteś? – usłyszałem głos zdenerwowanego wspólnika, który zawsze był oazą spokoju.
- Sorry, zaspałem, miałem bezsenną noc – skłamałem.
- Adam, czekam na ciebie do 14:00, jest sporo roboty, a poza tym mamy sporą dostawę świątecznych ciasteczek.
- Jeszcze raz cię przepraszam, będę za moment, a o dostawie pamiętam – odparłem lekko poirytowany o zarzut domniemanej amnezji.
- Czekam i mam nadzieję, że mi wyjaśnisz, dlaczego wielu klientów zadaje mi pytanie, czy dzisiaj kawiarnia też będzie czynna do 1:00.
Jestem średni, jestem przeciętny. Nie jestem przykładem dobrze zbudowanego faceta, który zdrowo się odżywia i regularnie chodzi na siłownię. Nie jestem przystojny, jestem w granicach normy, taki do przyjęcia. Zarabiam dobrze, nie mogę pozwolić sobie na auto z salonu, ale jeśli dokądś wychodzę, to nie muszę oszczędzać i spoglądać w menu. Jestem Adam, nie wyróżniam się w tłumie, bo nawet nie wiem czy chciałbym.
Rozdział pierwszy
Stała i patrzyła na przybliżające się i oddalające fale łagodnie dobijające do brzegu. Samotne dwa tygodnie nad Bałtykiem pozwoliły zebrać jej myśli, ochłonąć – popatrzeć na wszystko z innej perspektywy.
Nie był jej wart, nie kochał i prawdopodobnie nigdy jej nie kochał. Miała do niego ogromny żal, zmarnowała z nim cztery lata a przecież tak wiele mogła osiągnąć przez ten czas. Wyjechać do Nowego Jorku kiedy otrzymała intratną propozycję pracy i jednocześnie spełnić swój „amerykański sen”, poznać mężczyznę z którym miałaby szansę założyć rodzinę, wybudować dom i mieć dzieci, o których marzyła lub robić cokolwiek innego gdyby nie On. W głębi serca życzyła mu szczęścia, chciała by był szczęśliwy i przestał obarczać wszystkich winą za swoje niepowodzenia.
Szczęście usłane pokusą
Autor: Marzena
Obudziło ją stukanie o parapet. Z każdą sekundą słyszała je coraz wyraźniej. Otworzyła oczy. Całe okno jej sypialni skąpane było w strugach deszczu. Marta z powrotem zamknęła powieki, które o piątej rano były jeszcze bardzo ciężkie. Jednak hałas zza okna udaremnił godzinę snu, na którą mogła sobie pozwolić. Po piętnastu minutach wygrzebała się z ciepłej, bawełnianej pościeli. Zapach kawy, którą sobie przygotowała, roznosił się po całym domu. Miała ochotę wrócić jeszcze do łóżka, ale zatrzymał ja piękny obrazek, który ze spływającego deszczu, malował się na szybie jej okna. Przez chwilę wpatrywała się w to, co dzieje się na zewnątrz. Kilka osób z parasolami i w kaloszach, pospiesznie pędziło do pracy. Pod małą piekarenkę, która mieściła się obok jej bloku właśnie podjechał samochód za świeżym pieczywem. Codziennie uchylając okno, czuła ten zapach w swoim pokoju.
Dług wdzięczności
Rozdział 1
Położyłam tacę na zapleczu i usiadłam na krzesełku.
Kolejny dzień w nowej pracy skończony.
Pracę w barze „Kriss” zaczęłam dwa tygodnie temu. Nie podoba mi się tu absolutnie, ale było to jedyne miejsce, w którym chcieli zatrudnić dwudziestolatkę tylko z maturą.
Mimo iż maturę napisałam naprawdę dobrze, nie poszłam na wymarzone studia psychologiczne, Najzwyczajniej w świecie mnie nie stać.
Zresztą w domu mam brata alkoholika, który kategorycznie zabronił mi dalszej nauki. Całe szczęście, że pozwolił mi przynajmniej dokończyć liceum.
Muszę się go słuchać, ponieważ mieszkanie, w którym mieszkamy jest jego. Nasi rodzice, nasza jedyna rodzina, zginęli tragicznie w wypadku samochodowym dwa lata temu. Od tamtej pory Jakub pije, a ja zmieniłam się diametralnie i zdaję sobie z tego sprawę. Kiedy rodzice żyli, miałam kilku oddanych przyjaciół, kochających rodziców i kochającego chłopaka. Czego chcieć więcej? Teraz nie zostało mi nic. Zamknęłam się w sobie. Powoli traciłam kontakt ze światem zewnętrznym; siedziałam tylko w pokoju, a w szkole na przerwach chodziłam do biblioteki.
Teraz, żeby zarobić na utrzymanie, pracuję ja, nie Jakub.