Czytałam wasze opowiadania i stwierdziłam, że też opiszę wam moją historię o prawdziwej miłości, która mam nadzieję będzie trwała wiecznie.
A więc znałam go od 3 lat. Zawsze było tylko ‘cześć’, ewentualnie wymieniliśmy się informacjami co było na sprawdzianie, bo chodził do równorzędnej klasy. Niestety, ze zwykłego kolegi stał się kimś więcej.
Na początku zaczął mi się tylko podobać, wspólne zajęcia pozalekcyjne… Nasilało się uczucie, którego nie chciałam… Kilka miesięcy zawalonych. W głowie miałam tylko to silne uczucie, jego i brak pomysłu co dalej. Koniec roku, poprawki, a w głowie tylko jedna myśl. Próbowałam zapomnieć, nie raz. Niestety, nic nie wyszło, co dało się przewidzieć. Nie wiedziałam co robić, był to chłopak, który nie wzbudzał mojego dużego zaufania, często wychodził na imprezy, nie pasowałam do niego. Wiedziałam, że w życiu nam nic nie wyjdzie.
Było pochmurno, wiatr wzmagał się i z każdą chwilą stawał coraz silniejszy, wyginając gałęzie drzew. Na zachmurzonym, granatowym niebie pojawiły się błyskawice, nadciągała burza. Potęga natury przypomniała sobie o małym domku stojącym nieopodal strumyka. Domek stał i przyglądał się widowisku, jak matka natura w pięknym, a zarazem złowieszczym przedstawieniu próbowała ukazać swoją potęgę. Domek lata swojej świetności miał już za sobą, więc obawiał się każdej kolejnej ulewy, burzy, śnieżycy, czy też innych zawirowań przyrody. Teraz jednak mógł tylko przyglądać się i czekać czy i tym razem natura oszczędzi jego spróchniałe i omszałe ściany, które teraz trudno było nazwać drewnianymi.
Szła drogą, wśród drzew, zagubiona, samotna, lecz dumna z tego, że udało jej się przetrwać kolejny dzień, nie uległa pokusie - przetrwała. Zastanawiała się czy dotrze na czas, czy zdąży znaleźć zaginiony jakiś czas temu skarb. Tak - bo dla niej i tylko niej, był to skarb. Nosiła go zawsze przy sobie, nawet gdy kładła się spać, on spoczywał tuż obok. Kładła ów skarb na poduszce, przytulając do policzka, po którym wielokrotnie płynęły łzy. Myślami była w innym wymiarze czasu i przestrzeni. Rozumiała świat i sprzyjała światu, lecz ten był dla niej okrutny. Nie rozliczała, ani nie krytykowała, była w stanie znieść wiele, by odnaleźć zgubę, była jej talizmanem, przepustką do pełni życia. Nie oczekiwała niczego więcej poza zrozumieniem jej poszukiwań.
"Pogoda ducha jest niebem,
pod którym wszystko pomyślnie się rozwija..."
--- Jean Paul---
Działo się to pewnego wieczoru, letnią porą, gdy Noc zanurzywszy swój czarny warkocz w bezkresie oceanu postanowiła dowiedzieć się jak wygląda jeden dzień z życia zwykłego człowieka, ludzi. Żeby to zrobić musiała wniknąć w najskrytsze tajemnice ludzi, była ciekawa, dlaczego wszyscy w pogoni życia, nie mają czasu na refleksje, nie widzą piękna gwiazd na niebie, nie dostrzegają urody otchłani mórz, nie zwracają uwagi jak w tafli jeziora widać spadający deszcz meteorytów, jak drzewa w całej swej krasie składają pokłon wszystkim, a rechot żab w trawach jezior otwiera umysł, by zmysły mogły rozpieszczać duszę pięknem otoczenia.
Postanowiła, że zamieni się w jedną ze śmiertelniczek, aby to sprawdzić - tak też zrobiła. Jednak noc, jak to noc, miała w swojej szafie wyłącznie szare i czarne ubrania. Żeby wtopić się w otoczenie pomyślała, że musi zdobyć jakieś szaty.
Miałem w życiu tylko jednego prawdziwego przyjaciela- Krzysia.
Poznałem go w wieku przedszkolnym na podwórku.
Byliśmy nierozłączni, razem chodziliśmy po drzewach gzymsach i dachach, jadłem u niego obiady on u mnie. Jego rodzice traktowali mnie jak syna a siostra jak brata i vice versa.
W wieku kilkunastu lat ustaliliśmy między sobą tak dla zabawy hasło, o którym nikt nie wiedział, żaden z naszych kumpli. Taki punkt rozpoznawczy -jakby ktoś spróbował się pod któregoś z nas podszyć. To była nasza identyfikacja. Znakiem rozpoznawczym był gest, który kojarzył się z pewnym tylko nam znanym niecodziennym, więc trudnym do zapomnienia wydarzeniem. Razem chodziliśmy na dziewczyny, na balety, podobnie się ubieraliśmy, podobnie myśleliśmy. Byliśmy dla siebie przewidywalni, lojalni.
Umieliśmy słuchać siebie nawzajem. Odwiedzaliśmy siebie w wojsku na przepustkach. Razem umawialiśmy się na spacery z dziewczynami. Potem z żonami. Wiedziałem o nim wszystko. Nawet to, że się niechcący zakochał, choć był przecież żonaty. Wiem, że walczył z tym jak potrafił, ale nie wiem, z jakim skutkiem, bo niedługo potem został zamordowany.